Paweł z Wrocławia: Jestem Skandynawofilem
Fot. Paweł z Wrocławia
Norwegia pozostawiła we mnie olbrzymi ślad - do tego stopnia, że myślę że będzie to kiedyś mój dom... nie z braku patriotyzmu - ale z poczucia... już nawet nie piękna , ale chyba potrzeby spokoju.
No właśnie - jestem architektem - i już z racji wykonywania takiego zawodu - staram się dostrzegać jakieś wyjątkowe smaczki wokół siebie - i Wrocław z pewnością takie ma - ale Norwegia... no ona po prostu ma coś w sobie. Coś takiego, że jak się tam jest zaczynamy oddychać - dosłownie i w przenośni - głównie za sprawą stylu życia - które pozbawione jest takiej nagonki obyczajowej, komercyjnej , finansowej jak w środkowej Europie.
Postaram się przedstawić podstawowe rzeczy, które każdy powinien zobaczyć i zrobić na norweskiej Ziemi.
Zaczynamy od komunikacji - i bynajmniej nie samochodowej bo żadnej specyfiki w koniach mechanicznych nie znajdziemy - ale promy - to jest to. Wiadomo mówimy o zachodnim wybrzeżu - które przeorane fiordami - może nie najtaniej - ale najprzyjemniej przebyć właśnie promem. Widoki oczywiście są niesamowite - zwłaszcza na obszarach szkierowych gdzie z szewską precyzją przeciskamy się z impetem między gęsto rozsianymi wyspami - ale najciekawsze jest życie.
Nic tak nie pozwala poznać kraju jak obserwacja codziennych czynności - na odprawach promowych tłoczą się zwykli ludzie, wracający z pracy, udający się na zakupy, to naturalne też turyści - między nimi wszystkimi potrafią wywiązać się strasznie zabawne, i ciekawe relacje.
Outsiderzy tacy jak ja też będą zachwyceni: - Usiąść na ławce promowej, smaganym wiatrem, oblepianym zapachem ryb, obserwując Norwegów grających w gry planszowe - zwłaszcza podczas zachodzącego słońca... uczucie niespotykane.
Związane z komunikacją a niewątpliwie godne polecenia - są górskie drogi, mosty i tunele. Za każdym razem jak wracam z Norwegii mam nadwyrężone mięśnie prawej ręki od kurczliwego trzymania się rączki drzwiowej w aucie na miejscu pasażera - przeprawianie się przez serpentynowe trasy górskie na skraju przepaści - są jednak nie na moje nerwy. Będąc kierowcą trochę inaczej się to odczuwa - ale wysiłek psychiczny od obserowania każdego centymetra drogi też nie jest przyjemniejszy. Wiszące ,podwieszone , wantowe mosty - jest ich pełno - każdy ciekawszy... ba... każdy następny ociera się o sztukę... najciekawiej jest wejść pieszo i stanąć po środku takiego kolosa spojrzeć na przekrój każdej liny, dotknąć barierki, wyjrzeć za nią , spojrzeć w przepaść - nie tylko architekt się zafascynuje ale i zlęknie.... Tunele to już wyższa szkoła jazdy - tzn jazda taka sama - ale serce bije.
Nie ukrywam - są bardzo depresyjne... po 20 minutach jazdy w takiej dziurze, z zatykającymi się od dużej głębokości poniżej poziomu morza oraz dzwoniącymi uszami - wyjazd na powierzchnie jest niczym powtórny poród... można by zapisać sobie w kalendarzu - "urodziny bis" - tylko takich tuneli jest sporo - tyle świąt urodzin zakrawałoby o snobizm.
Norwegowie. Sama wizyta w Norwegii i zrobienie programu turystycznego, o którym nawet nie piszę - bo mamy to w każdym przewodniku - nie będzie nic warta - musimy usiąść w rybackiej wiosce i obejrzeć jak rybacy po powrocie z połowu patroszą ryby, gotują zupę rybną, resztkami karmią sępiące mewy, a najlepiej to wyruszyć statkiem na połów.
Ja po półgodznie miałem całą kuwetę ryb, których tak naprawdę nie chciałem złowić - ale same zaczepiają się na żyłkę , którą surową, bez przynęt zarzuca się - bo przecież dla turystów to atrakcja. I niestety nie jest atrakcją obserować jak kapitan statku - zawsze jakiś siwy, pomarszczony, w gumowym kapoku i kaloszach - ogłusza każą z ryb - ale uczestniczenie w całym procederze konsumowania zupy rybnej - którą ten sam kapitan gotuje podczas rejsu z tych właśnie ryb złowionych przez turystów - wszyscy razem przy jednym stole, obsługiwanych przez nieletnią córkę kapitana , serwującą do ryby polskie wafle smarowane słonym masłem - jest wyjątkowo przyjemne.
Warto też usiąść na tarasie domków palowych na lofotach, albo na wielkiej łące w trondheim, lub pod katedrą Nidaros, albo na targu rybnym w Bergen, lub pod współczesną Operą w Oslo - i posłuchać przedziwnego języka norweskiego, śmiejących się blond Norwegów - wyrośniętych bo na zdrowym mięsie i świeżych warzywach hodowanych - Jeg snakker bare litt norsk, men lytter er ogsa veldig hyggelige - Mówię tylko trochę po Norwesku - ale słuchanie też jest bardzo przyjemne.
Miejsc w Norwegii wartych - koniecznych do zobaczenia jest wiele - począwszy od Nordcappu, które tak samo jak wieżę Eifela trzeba choć raz w życiu odwiedzić, przez Gerainger Fjord- najpiękniejszy fjord na świecie, lodowiec - jakikolwiek- mamy pare do wyboru, po 'bramę arktyki' - miasto Tromso z stylizowaną na zorzę polarną katedrą.
Najpiękniejszą częścią Norwegii są Lofoty - Szpiczaste góry, biały piasek-krajobrazy hawajskie- pogoda zaś wietrzna i chłodna, dawne domki rorbu - chaty rybackie i strażnicze pierwszych osadników Norweskich - brodzących na palach w wodzie.
Wyjątkowym miejscem jest Eggum - miejscowość na Lofotach - miejsce dawnej niemieckiej stacji radarowej - gdzie słonce w wyjątkowy sposób spotyka się z morzem północnym. Miejscowość o nazwie "A" - będącą ostatnią literą norweskiego alfabetu.
Trzeba wybrać się z namiotem pod jęzor lodowca, rozpalić ognisko i dosiąść norweską rudą krowę. Odwiedzić zrekonstruowaną farmę Wikingów na Lofotach - pójść do kuźni - wykuć podkowę, pogadać z wystyloizowanymi Wikingami, założyć wikińską zbroję, spróbować utkać tkaninę. Wizyta na skale Preikestolen zapewni niezaponniane przeżycia - stojąc na płaskiej jak żelasko skale spadającej pionowo w dół do fiordu z wysokości 600 m, beż żadnych zabezpieczeń na szczycie.
O miastach można wiele mówić. Alesund - secesja, Trondheim - zapach drewna na starówce - jednocześnie nowoczesność i współczesna architektura, Oslo - pozostawiający dziwne uczucie park Vigelanda. W Geraingerze imprezy bogaczy na snobistycznych jachtach. W Bergen w wyniku konfliktu z współuczestnikami wyprawy spędziłem noc na schodach tamtejszego akwarium dyskutując z miejską ,nadbrzeżną prostytutką, a za dnia odsłuchałem próby chóru w miejskim kościele - zamiast pójść z resztą ekipy do muzeum historii naturalnej - i niczego nie żałuję - takie chwile zapamiętuje się do końca życia - i pewnie dotyczy to każdego miejsca na ziemi - ale Norwegia nadaje duchowy wymiar temu co robimy... z nikąd nie wracałem tak zrelaksowany. Jest dużo do opowiadania - ale po prostu trzeba tam pojechać.
Gorąco polecam :) pozdrawiam serdecznie Pawelo.
Sobotnia kawa po europejsku - konkurs