Polsko-niemiecka batalia o oczyszczenie (Posłuchaj)
Fot. Dominik Panek
Niemiec tłumaczy, że nie wiedział, iż przewożąc przez nasz kraj swój dobytek musi mieć pozwolenie. Polskę odwiedza od wielu lat. Ma w naszym kraju przyjaciół, działa w Stowarzyszeniu Przyjaźni Polsko-Niemieckiej.
O co prokuratura go oskarża? (Posłuchaj):
Jego kłopoty rozpoczęły się w drugiej połowie maja 2007 r. kiedy jadąc do Wiednia z częścią swojego dobytku (przeprowadzał się z Lubeki do stolicy Austrii) postanowił odwiedzić polskich znajomych.
Po wizycie we Wrocławiu postanowił pojechać do swojego brata na urodziny do Wiednia. Granicę polsko - czeską miał przekraczać w Boboszowie. Tam jednak strażnik graniczny zakwestionował przewożone przez niego książki i obraz.
Dietmar Loildolt został zatrzymany i spędził za kratkami 48 godzin. Składając wyjaśnienia w sądzie ujawnił, że podczas kontroli w Boboszowie polski strażnik graniczny próbował od niego wyłudzić łapówkę:
(Tłumaczenie: "Późnym popołudniem powiedział on - proszę zapłacić tysiąc złotych. Wówczas może pan pojechać do Wiednia. Nie miał żadnego formularza, a ja zamarłem")
Świadkiem korupcyjnej propozycji miała być tłumaczka. Adwokat Niemca mecenas Alexander Ilgman uważa, że odmowa wręczenia łapówki była powodem klopotów jego klienta. Wyjaśnia też dlaczego ta sprawa ciągnie się już od dwóch lat:
Wrocławska prokuratura już zapowiedziała próbę wyjaśnienia sprawy domniemanej korupcyjnej propozycji ze strony strażnika granicznego. Z kolei w Sejmie rozpoczęły się prace nad nowelizacją ustawy o ochronie zabytków.