Echa policyjnej interwencji sprzed 12 lat

PAP | Utworzono: 28.07.2009, 21:34 | Zmodyfikowano: 28.07.2009, 21:34
A|A|A

Fot. Katarzyna Górowicz

Budynek nazywano skłotem, ale mieszkańcy - jak sami mówią - mieli zgodę właściciela na zamieszkiwanie w nim. Wśród lokatorów był Piotr Rachwalski i Agata Ferenc, którzy złożyli skargę do Strasburga i po 10 latach doczekali się na rozstrzygnięcie.

Jak opowiadali na wtorkowej konferencji prasowej w Warszawie, w domu, w którym doszło do zdarzenia, odbywały się wystawy, koncerty; wydawano tam również posiłki dla ubogich w ramach akcji "Jedzenie Zamiast Bomb" ; stamtąd wyruszały często różne marsze i protesty. - To było kilkanaście lat temu, wielu osobom wydawaliśmy się dziwni, nosiliśmy dredy i kolczyki - wspominali.

Do wydarzeń, będących przedmiotem skargi doszło w nocy 14 czerwca 1997 r.

Policjanci patrolujący jedną z dzielnic Wrocławia zauważyli o 3.00 nad ranem niezamknięty samochód, zaparkowany naprzeciw starego, zniszczonego domu. Chcieli odholować pojazd na pobliski parking, ale mieszkający w budynku właściciel zaprotestował. Jego znajomi także przekonywali policjantów, że nie jest zabronione by samochód stał niezamknięty na ulicy. Policjanci sprawdzili dowód rejestracyjny i wylegitymowali ludzi. Doszło do kłótni. Właściciel samochodu został zakuty w kajdanki.

Funkcjonariusze wezwali posiłki - przyjechało ok. 10 policjantów. Kilkakrotnie uderzono Ferenca i Rachwalskiego. Wyzywano ich - jak podnosili skarżący - słowami: "hołota", "brudasy, "pedały".

Budynek przeszukano, a przebywających tam zmuszono do opuszczenia go. Potem młodzi ludzie złożyli wniosek o wszczęcie śledztwa w sprawie nadużycia władzy przez policjantów. Wniosek w tej sprawie został oddalony pół roku później. Prokurator uznał, że akcja policji była usprawiedliwiona, a podejrzenie, że pozostawiony pod budynkiem samochód mógł pochodzić z kradzieży był w pełni uzasadniony. Wezwanie posiłków policyjnych było usprawiedliwione, gdyż zachowanie jednego z młodych ludzi było bardzo agresywne. Ponadto - w ocenie prokuratury - zeznania młodych ludzi były sprzeczne, podczas gdy zeznania policji - spójne.

Skarżący odwołali się od tej decyzji, ale została ona utrzymana przez Prokuratora Okręgowego rok później. Zwrócili się więc do Strasburga.

We wtorek Trybunał stwierdził, że doszło w tej sprawie do naruszenia dwóch artykułów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności: art. 3 (zakaz tortur oraz poniżającego i nieludzkiego traktowania) oraz art.8 (prawo do życia prywatnego).

Trybunał uznał, że młodzi ludzie, przebywający w budynku nie stanowili zagrożenia dla porządku publicznego; nie uskarżał się na nich także nikt z sąsiadów. Natomiast - jak ocenił Trybunał - wezwanie policyjnych posiłków doprowadziło do eskalacji napięcia.

Według Trybunału, nawet jeżeli młodzi ludzie nie chcieli pokazać dokumentów tożsamości, użycie pałek było nieproporcjonalne do sytuacji. Zasądził po 2 tys. euro na rzecz każdego ze skarżących. Trybunał wskazał, że policja nie podała przyczyn przeszukania, ani jego podstawy prawnej. W tym czasie popychano i potrącano młodych ludzi; policjanci użyli też pałki. Z wyjaśnień polskiego rządu - jak podkreśla Trybunał - wynikało, że policyjne posiłki zostały wezwane dlatego, że studenci nie chcieli zastosować się do żądań policji i dostarczyć niezbędnych informacji; byli także aktywni w walce z policją. - Potraktowano nas jak podludzi. Szukaliśmy sprawiedliwości i ją znaleźliśmy - powiedział we wtorek Rachwalski na konferencji zorganizowanej przez Helsińską Fundację Praw Człowieka.

- Sprawa dowodzi, że warto dochodzić swoich praw, są organizacje i struktury, które wspierają ludzi domagających się sprawiedliwości - mówiła Ferenc.

REKLAMA