"The Standard" - wywiad z Markiem Kibble z grupy "Take 6" (Posłuchaj)
(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)
Michał Sierlecki: Moim gościem jest Marek Kibble z zespołu Take 6.
Jesteś znakomitym wykonawcą. Co skłoniło cię do wstąpienia do Take 6 i śpiewu a capella?
Mark Kibble: Bardzo dziękuję. Od kiedy pamiętam, interesowałem się muzyką a capella, gdy dorastałem, moja rodzina śpiewała a capella, mama, tato, nawet moja siostra, zanim urodził się mój młodszy brat Joey. Śpiewaliśmy, opierając się na harmonii czterech głosów, występując w różnych miejscach. Kiedy słyszałem moją rodzinę, jak śpiewa, trochę z zazdrości chciałem im dorównać i tak to się zaczęło
Czy pamiętasz okres, gdy otrzymaliście nagrodę Grammy za utwór „Spread Love"? Jak wspominasz początki Take 6?
-Tak, to było niecodzienne doznanie. Byliśmy na scenie w świetle reflektorów. Oszołomieni i szczęśliwi. Zobaczyć Steviego Wondera na scenie to coś niesamowitego. Take 6 powstało jednak dużo wcześniej, niż to zdarzenie ze statuetką Grammy. To powrót do czasów Alabamy, nawet nie byłem jeszcze na studiach, tylko w liceum. Potem dołączyłem do tej grupy w łazience w collegu, śpiewaliśmy dla zabawy, zaczęły się aranżacje i styl , który nas wyróżniał. Wszystko działo się jekieś siedem lat przed uroczystością Grammy, a może nawet wcześniej.
Jesteś obecnie czołowym producentem nagrań Take 6. Jak sobie z tym radzisz?
- Jest z tym mnóstwo pracy, ale ktoś musi to robić. Bycie producentem wiąże się z pracą inżyniera dźwięku, aranżera. To jak posługa. Jestem służbą dla reszty grupy .
(Posłuchaj drugiej części wywiadu)
- Nie rozważamy tego w kategoriach dobrych, czy złych rozwiązań. Wciąż ewoluujemy, a w tamtym czasie chcieliśmy poeksperymentować trochę z bratem Claude'a, Brianem McKinight'em, który wtedy produkował album. Lubiliśmy to brzmienie, uzyskaliśmy całkiem ciekawe efekty. Było to dla nas nowe doświadczenie. Próba materiału z nowym aranżerem, autorami. Uczestniczyliśmy w nagraniu innego brzmienia Take 6, prawdopodobnie najbardziej różniącego się od naszego dotychczasowego dorobku.
Wasz ostatni album „The Standard" rozpoczyna się genialną interpretacją „Sweet Georgia Brown" . Skąd wziął się pomysł na ten utwór?
- W zasadzie powstał na potrzeby filmu. Było z nim mnóstwo zabawy i frajdy w tworzeniu takiego soundu. Kiedy powstał, stwierdziliśmy, że idealnie nadaje się na płytę „Standard". Jest wartościowy i chwytliwy. To utwór stworzony do koszykówki, a przecież wszyscy w nią gramy. Nie gramy już tyle, ile kiedyś, bo się po prostu starzejemy, ale ten utwór przenosi nas w czasy , kiedy byliśmy olśnieni koszykówką.
(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)
- Było z tym mnóstwo pracy. Zgranie wszystkich partii razem to nie lada wyzwanie. Czekaliśmy cierpliwie na Jona Hendricksa, który napisał słowa do tej pieśni. Al Jarreau zaspiewał świetnie i trzeba było to dopasować do całości. Wreszczie partia Tilla Bronnera, którego solo po prostu nas zmiotło, poraziło. Wiedzieliśmy, że udalo nam się zarejestrować i stworzyć coś wyjątkowego. Till to wspaniały trębacz. Otrzymał nominację do nagrody Grammy za swój solowy album.
Słyszałeś jego ostatnią płytę „Rio"?
- Tak. Uwielbiam ją. I jestem fanem brazylijskiej muzyki. Dlatego trafił też w mój gust.
A jak powstał utwór „A Tisket A Tasket" w duecie z Ellą Fitzgerald? Domyślam się , że to mix w studiu i twój wkład.
- Owszem, ponownie jest to moja robota w studiu nagrań. Proces , który trwał i czas , jaki musiałem poświęcić, by skupić się na tym oryginalnym nagraniu. Musieliśmy stworzyć aranżację otaczającą jej głos. Był to eksperyment i mnóstwo zabawy. Kochamy z nią śpiewać a efekt końcowy, czyli to , jak razem współbrzmimy, jest zadziwiająco dobry. Żałuję tylko ,że nie moglismy nagrać tego, gdy ona jeszcze żyła. Nasze wokale i jej band to by było coś. To nagranie zarejestrowane zostało w systemie mono. Dziś nie możesz odseparować wokalu, gdy jest nagrany w mono. Dlatego musieliśmy wziąć ten materiał taki, jaki był i jakoś go przetworzyć. Jesteśmy bardzo zadowoleni z nagrania.
(Posłuchaj czwartej części wywiadu)
- To było wielkie przeżycie. Przede wszystkim Ray jeszcze żył. Na początku chcieliśmy z nim zaśpiewać „Amazing Grace" a on na to , że chce z nami nagrać coś nowego. Napisaliśmy dla niego utwór i bardzo mu się spodobał. Daliśmy mu nasze gotowe partie wokalne mówiąc, by coś z tym zrobił. Obserwowałem go w studiu. Znał je, jak własną kieszeń. Gdy wchodziliśmy do niego po ciemku, mówilismy do Raya, że potrzebujemy światła. Ale on poruszał się w nim po ciemku wiedząc, gdzie znajduje się każdy przycisk na stole mikserskim. Gdy nagrał swoją partię wokalną, była niesamowita. To dla nas życiowe doświadczenie, którego nigdy nie zapomnimy.
(Posłuchaj piątej części wywiadu)
- Jeśli chodzi o „Grace" Cedric Dent był osobą, która aranżowała ten utwór. Jest moją prawą ręką, gdy chodzi o aranżacje. To kapitalny artysta i aktualnie również profesor. Zwykle to ja zajmuję się aranżacjami. To mój obowiązek i powinność. Czasem pomaga David (David Thomas - II tenor). Wszyscy piszemy muzykę, zatem utwory powstają zespołowo.
W „Someone To Watch Over Me" Gerschwina pojawiają się w nagraniu Roy Hargrove i Shelea Frazzier.
- Ten utwór zebrał w całość David Thomas. Zaczęło się jeszcze przed naszymi aranżacjami wokalnymi. Shelea Frazzier ma zjawiskowy głos i upiększyła to nagranie. W tle gra Roy Hargrove i całość po prostu współbrzmi. Ona nagrywała partie w Los Angeles, my w Nashville, a Roy Hargrove w Nowym Jorku. I wszystko trzeba było potem zmontować. Szczęśliwie w dobie dzisiejszych rozwiązań technicznych to się udaje.
(Posłuchaj szóstej części wywiadu)
- To głos Cedrica, który tak go naśladuje, ale robi to fenomenalnie. Zdziwiłbyś się, jakie zdolności ma Cedric Dent. Potrafi skopiować głos każdego. Jeśli odpowiednio długo byś z nim gadał, zacznie mówić twoim głosem. Jesteśmy zadowoleni z tego nagrania i to nasz mały hołd dla prezydenta, który wtedy jeszcze nim nie był.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
- Także dziękuję i zapraszam na nasze koncerty.