Listkiewicz: Nie przyznałem się i nigdy się nie przyznam
Fot. Dominik Panek
Miał w 2000 r. zdecydować o przelaniu ponad 7 mln zł należących do zadłużonego Widzewa Łódź nie na konto klubu a firmy jego właściciela. Tym samym pieniądze nie trafiły do wierzycieli.
Michał Listkiewicz zarzuty usłyszał 19 listopada - dzisiaj składał obszerne wyjaśnienia. - Mam nadzieje, że okażą się dla prokuratury satysfakcjonujące. Niektóre wydarzenia sprzed 9 lat sobie przypomniałem. Jestem w kontakcie z prokuratorem. Na razie nie ustalono terminu kolejnego przesłuchania. Ale jestem dobrej myśli - stwierdził Michał Listkiewicz.
Prokurator Jerzy Kasiura poinformował natomiast, że były prezes PZPN wpłacił do tej pory tylko połowę 60-tysięcznej kaucji i poprosił o jej zmniejszenie lub wydłużenie czasu na zebranie pozostałych pieniędzy. Prawdopodobnie śledczy przychylą się do tej drugiej prośby.