Dziesiątka dla "Opowieści Hoffmana" (Recenzja)
Joanna Moskowicz jako Olympia (fot. M. Grotowski, www.opera.wroclaw.pl)
Od jakiegoś czasu bardzo mi we wrocławskim teatrze dramatycznym brakuje klasycznie skrojonego przedstawienia, jakim jest na przykład „Iwanow" w warszawskim Narodowym. Mamy we Wrocławiu dwie programowo spójne sceny, gdzie dzieją się rzeczy ciekawe i arcyciekawe, ale gdyby chcieć pokazać młodemu człowiekowi teatr w pełni, z tradycyjnym oddechem i prawdziwym rozmachem, trzeba by jechać za miasto. Albo pójść do wrocławskiej opery.
W OPOWIEŚCIACH HOFFMANA widzimy scenograficzno-kostiumowy przepych (uzasadniony), gra prawie cały stały zespół opery, a w premierowych spektaklach tytułową partię śpiewa rzeczywista, bo dobrana do konkretnej roli, gwiazda. Mnie się trafił wykształcony w Londynie Chińczyk Mario Zhang, dysponujący tenorem niespotykanie wyważonym między liryką, a mocniejszym brzmieniem, laureat nie byle jakich konkursów, bywalec światowych scen, tak jak jego zmiennik Rumun Alexandru Badea. Głos Zhanga był adekwatnie subtelniejszy w drugim akcie, potężniejszy w trzecim. Nic dziwnego, że jego Hoffman tak się podobał publiczności. Inscenizator Waldemar Zawodziński nie dał mu jakichś poważnych aktorskich zadań, zadbał za to o komfort wokalny śpiewaka. Aktorsko popisują się inni.
Anna Bernacka jako Niklausse po raz kolejny udowadnia, na jak wiele ją stać. W kuluarach komentowano przepiękny głos, zauważając wyrazisty rysunek postaci opiekuna-towarzysza Hoffmana lub może nawet jego alternatywnego ja. W trzecim akcie to on (ona) intonuje słynną barkarolę, której słodycz przejmuje Ewa Vesin w roli kuszącej Giulietty. Znakomicie śpiewająca Vesin jest w tym przedstawieniu amantką pokazowo zalotną i odrobinę zbyt dostępną, a kurtyzana o pozycji Giulietty powinna mieć własny styl. Za dużo teatralności zawiera w swych kreacjach Mariusz Godlewski, baśniowo wiedźminowaty Dr Miracle i przegestykulowany Dapertutto (ale baryton, oczywiście, pierwsza klasa). Taki był zapewne zamysł reżysera, bo podobnie groteskowo zachowuje się Piotr Wołosz (Lindorf i Coppelius). Chyba niepotrzebnie. We wdzięcznym farsowym epizodzie bryluje Aleksander Zuchowicz (autentycznie zabawny służący Frantz, przy okazji również trafiony Spalanzani). Z podziwem słucha się Antonii Evgenyi Kuznetsovej, pamiętnej z „Kobiety bez cienia". Jej sola i duety z Zhangiem zapadają w pamięć, a w drugiej odsłonie fabularnie dzieje się najmniej, więc artyści mogą się popisać. I jeszcze Olympia, czyli Joanna Moskowicz, sopran jakby wyjęty z baletu. To trudna i efektowna rola, budząca zachwyt, gdy się ją dobrze zagra i zaśpiewa. Moskowicz jest bezbłędna.
Zawodziński chciał OPOWIEŚCI HOFFMANA wystawić jako superprodukcję, a że kryzys przeszkodził, opera Offenbacha weszła na regularny afisz. I doskonale. Dzięki temu cały wrocławski zespół ma okazję potwierdzić wysoki poziom wykonawczych umiejętności, a widownia częściej wzdychać z podziwem, oglądając spektakl imponujący wizualnie (pomysłowa scenografia Zawodzińskiego, fantazyjne kostiumy Małgorzaty Słoniowskiej) i wspaniale brzmiący (orkiestra pod batutą Ewy Michnik wręcz śpiewa). Dzięki temu można się przekonać, iż konwencjonalność teatru bywa w naszych czasach ogromną zaletą. Dziesiątka w dziesięciostopniowej skali.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...........................................
Jacques Offenbach OPOWIEŚCI HOFFMANA, insc. i reż. Waldemar Zawodziński, kier. muz. Ewa Michnik. Premiera w Operze Wrocławskiej 29.11.2009