Za pół roku we Wrocławiu (Posłuchaj)
fot. Wikipedia
Choć może dziś trudno w to uwierzyć, ale ich pierwszy singiel "Sultans Of Swing" zupełnie przepadł na Wyspach Brytyjskich i tylko dlatego, że grupa zaczęła świetnie sobie radzić za oceanem, Brytyjczycy wreszcie po jakimś czasie zwrócili na nich uwagę. Potem jednak było już tylko lepiej i kolejne albumy biły rekordy sprzedaży, a grupa zapełniała na koncertach coraz to większe sale.
Szczyt formy, ale przede wszystkim komercyjnego sukcesu, przypadł na rok 1985, kiedy muzycy wydali album "Brothers In Arms". Płyta tygodniami okupowała pierwsze miejsca list przebojów po obu stronach oceanu. Był to też pierwszy tytuł wytłoczony na płycie CD, który sprzedał się w nakładzie przekraczającym milion egzemplarzy. Potem zespół wydał jeszcze kilka płyt, choć były to już głównie kompilacje the best of i albumy koncertowe.
Zmęczyli się sławą, gigantycznymi trasami, zaczęli mieć dość bycia automatami odgrywającymi swoje największe przeboje, czego przecież publiczność tak bardzo od nich oczekiwała. Ich drogi zaczęły się rozchodzić, a na polu walki pozostał Mark Knopfler, który jednak też mocno zmienił filozofię i podejście do nagrywania tym razem już solowych płyt.
Dlaczego wspominam o nieistniejącej od lat grupie, której muzyka raczej nie gości na antenie Radia RAM? Preteksty są dwa. Otóż, po pierwsze, David Knopfler, brat Marka, który przez wiele lat współtworzył Dire Straits, dziś kończy 57 lat. Po drugie, co chyba ważniejsze, Mark, który od lat z powodzeniem kontynuuje karierę solową, na początku lipca przyszłego roku wystąpi we wrocławskiej Hali Stulecia, a jego muzyka gości od czasu do czasu zwłaszcza w wieczornych audycjach naszej stacji, co zapewne wprawne ucho niejednego słuchacza na pewno wychwyciło.
Mark Knopfler na swoich płytach od kilku lat umieszcza muzykę zdecydowanie mniej przebojową, kompozycje, które nie poddają się panującym modom - tak jakby komponował najpierw dla siebie, a dopiero w drugiej kolejności z myślą o słuchaczach. Jednak w trakcie koncertów chętnie sięga też po utwory sprzed lat, po przeboje Dire Straits. Jego głos i charakterystyczne brzmienie gitary gwarantują, że repertuar ten zabrzmi tak jak w czasach, kiedy królował na listach przebojów.
Dla fanów tych brzmień, które elektryzowały miliony słuchaczy w latach 80. i 90. ubiegłego wieku, myślę, że to dobra wiadomość, z którą chętnie wkroczą w zbliżający się wielkimi krokami 2010 rok.
Posłuchaj felietonu Wojciecha Jakubowskiego: