Byle do wiosny...
Wojciech Jakubowski
Warto o tym pamiętać kiedy z niekoniecznie dobrym słowem na ustach próbujemy pokonać nieodśnieżony chodnik albo czekamy na spóźniający się, oczywiście niedogrzany tramwaj czy autobus. Bo gdyby nie zima to nie powstałaby cała masa przepięknych kompozycji. I pomijam już klasyki, które rokrocznie pojawiają się na zimowych albumach kolejnych artystów, w nieco tylko zmienionych tylko aranżacjach i interpretacjach.
Poza tymi dyżurnymi evergreenami mam kilka swoich faworytów, po których lubię sięgnąć w mroźny i śnieżny czas. Po pierwsze oczywiście Tori Amos, która genialnie wciela się w Królową Śniegu w utworze „Winter”.
Pamiętam, że choć jej warszawski koncert w 2007 odbył się w środku maja, to był bardzo ciepły wieczór, jednak kiedy ze sceny popłynęły pierwsze takty piosenki to naprawdę zrobiło się bardzo zimowo a atmosferę tę dopełniały piękne wizualizacje imitujące padający śnieg. Co więcej, „Winter” pochodzi z debiutanckiego albumu artystki „Little Earthquakes”, który ukazał się równo 18 lat temu.
Piękne piosenki pisała wtedy Tori. Jakoś tak nostalgicznie i melancholijnie robi się kiedy wsłuchuję się w też „Winter”, tyle że Johna Hacketta, brata bardziej znanego Steve, tego od, między innymi, Genesis.
Poruszające jest „The Fox In Winter” Perry'ego Blake'a. I choć zimowy tu tylko tytuł a najzimniejsza z pór roku jest tylko tłem opowieści, to jednak piosenka to z mroźnym klimatem. A jeżeli już podążamy tym tropem to weźcie do rąk album „Life In Slow Motion” Davida Gray'a. O zimie tu ani słowa, ale wystarczy spojrzeć na niesamowitą fotografię lodowca zmieszczoną na okładce, posłuchać piosenek i od razu mam ochotę siąść jeszcze bliżej kaloryfera!
Coś z tej zimie jednak zawdzięczamy! Nie psioczmy zatem na nia tak bardzo... Choć i tak pozwolę sobie zakończyć stwierdzeniem: byle do wiosny!
Muzyka dzień po dniu (Posłuchaj):