Planeta 51 (***)
Źródło vision.pl
Mieszkańcy tytułowej „Planety 51” obcego się boją, wywołuje u nich paniczny lęk. Dopóki statek kosmiczny z Ziemi nie wylądował na ich globie żyli w strachu, że nie są sami we wszechświecie.
Rekordy popularności w miejscowych kinach biły filmy o humanoidalnych stworach, które po przybyciu na planetę 51 wszystkich pożrą. Wszystko co obce, czyli innego koloru niż zielone, bez czułków, musiało być podejrzane. Nawet człowiek, który zaraz po wylądowaniu wymachiwał jedynie amerykańską flagą. A mówił tym samym językiem co główni bohaterowie, z „Planety 51”.
Szkoda, że taki ciekawy punkt wyjścia nie przyniósł wiele nowego.
Zielone stworki narysowano z fantazją, ale ich świat został nachalnie przyrównany do ludzkiego. Nastolatki umawiają się nieśmiało na randki, pojawiają się hipisowscy buntownicy i troskliwi rodzice (pan domu grilluje, mięso lewituje).
Atmosfera po wylądowaniu przybysza z odległej Ziemi przypomina zaś epokę mccarthyzmu w Stanach Zjednoczonych. Lądowanie musi być oczywiście stylizowane na pierwszy krok Neila Armstronga (astronauta z „Planety 51” nieprzypadkowo nazywa się Chuck Baker, tak jak główny bohater nie z braku innych pomysłów nosi imię Lem).
Jaka muzyka pojawi się w tle? Tak jak w każdej komedii i co drugim filmie na You Tube – „Tako rzecze Zaratustra” z „Odysei kosmicznej 2001”. Na ścieżce dźwiękowej nie zabraknie „Lollipop” i „Earth Angel”. Filmowcy nie zaskakują też rozwojem animowanych wydarzeń. Najpierw parodiują „E.T.”, a później idą w ślady fabularnego schematu Spielberga. Co jakiś czas akcja zatrzymuje się, aby najmłodsi mogli chłonąć ekranowe morały – o przyjaźni, tolerancji i mechanizmach społecznej nagonki. Szczęście widzów polega na tym, że twórcy nie schodzą poniżej poprawnego poziomu.
Ciekawe jest to, że wszystkie kobiety z kosmosu noszą suknie, a mężczyźni nie potrzebują spodni – zachowują wygląd Kaczora Donalda. Pomysłowo zaprojektowano sztukę użytkową Planety 51. Większość to design zaokrąglony, ale nic tu nie jeździ za pomocą kół. Jak na debiut nowej wytwórni filmów animowanych, za mało jest w „Planecie 51” zaskoczeń. Reżyser pierwszego pełnego metrażu fabryki animowanych snów z Madrytu, Jorge Blanco, współtworzył film ze scenarzystą „Shreka” Joe Stillmanem, ale nowego zielonego prochu nie wymyślili.