Między planem zdjęciowym a studiem nagrań

Wojciech Jakubowski | Utworzono: 31.05.2010, 09:32 | Zmodyfikowano: 31.05.2010, 09:34
A|A|A

Sprawa jest dość ciekawa. Ultra Orange to zespół założony przez francuskie małżeństwo - Pierra i Gil Emery, którzy połowie lat 90. stwierdzili, że czas najwyższy swoją muzyką zainteresować szerszy krąg odbiorców niż tylko najbliżsi znajomi.

Z poszerzaniem owego kręgu szło im jednak tak sobie, aż do momentu kiedy przyłączyła się do nich Emmanuelle. Pojawienie się w zespole nowej wokalistki wywołało spore zainteresowanie a wydana wspólnie płyta błyskawicznie wzbiła się na szczyt francuskiej listy przebojów.

Dlaczego? Ano dlatego że Emmanuelle Seigner to doskonale znana aktorka, prywatnie żona Romana Polańskiego, która postanowiła spróbować swoich sił jako wokalistka.

Ze śpiewaniem gwiazdy ekranu radzą sobie różnie i zdarzało się, że śpiewające aktorki czy też aktorzy zaliczali totalne klapy, ale ta propozycja wyraźnie przypadła słuchaczom do gustu a znane nazwisko pomogło w promocji całości.

Alternatywne, gitarowe brzmienie, za które odpowiada Ultra Orange, kontrastuje tu z delikatnym, zmysłowym głosem aktorki. Seigner postanowiła wśród 11 kompozycji, które trafiły na album, umieścić także słynna kołysankę Rosemary, temat, który oryginalnie pojawił się przed laty w filmie Romana Polańskiego „Dziecko Rosemary"- ciekawy zbieg okoliczności, prawda?

Najwyraźniej spodobało się Emmanuelle występowanie także w roli wokalistki bowiem w lutym tego roku wydała kolejny album, tym razem solo. W jednej z kompozycji, które trafiły na płytę „Dingue" można usłyszeć głos jej męża, słynnego reżysera.

Premiera albumu zbiegła się z wybuchem skandalu związanym z aresztowaniem Polańskiego. Tak na marginesie - tak naprawdę to wcale nie jest debiut fonograficzny owej pary. Przed laty na moment pojawił się gościnnie na albumie Vangelisa „The City".

Wróćmy jednak do UltraOrange&Emmanuelle. Całość promował przed trzema laty, kiedy wydawnictwo w
ostatni dzień maja trafiało do sklepów , utwór „Sing Sing". Jednak ja do dziś z prawdziwą przyjemnością powracam do słynnego tematu Krzysztofa Komedy.

REKLAMA