Listy do Julii **
Kadr z filmu Listy do Julii, fot. mat. prasowe
Z późnego seansu „Listów do Julii” wróciłem w środku nocy. Siadłem w salonie, naprzeciwko plakatu „Blow Up”. Spojrzałem na Vanessę Redgrave, leżącą na ziemi, wystawioną na strzał aparatu fotograficznego i zrobiło mi się po prostu przykro. Po latach od „Powiększenia” aktorka firmuje swoim nazwiskiem banalną komedię romantyczną, w której cała obsada mogłaby jej buty czyścić i godzi się na czynienie z siebie bezwolnej, papierowej babuni. U jej boku miłość sprzed lat zagrał Franco Nero. Ponad 40 lat temu razem wystąpili jako Ginewra i Lancelot, zakochali się i mieli dziecko. Pobrali się dopiero po latach. Redgrave i Nero muszą się jednak schować w cieniu nowej gwiazdy – Amandy Seyfried. Po ogromnym sukcesie musicalu „Mamma Mia” znów gra bohaterkę, która szuka dowodów miłości sprzed lat. Jeśli Seyfried ma być nową pięknością Hollywood, to nadchodzą ckliwe czasy dla komedii romantycznych. Jej atrybuty to rozpuszczone blond włosy, nabrzmiałe od napływających łez oczy, głos wpadający w szczebiot. Amerykanie to pokochali. „New York Times” pisze, że Seyfried jest „dla stanu na granicy łez tym, czym Kristen Stewart dla przygryzanej wargi”. W „Mamma Mia” to było jeszcze zabawne, bo Seyfried schowała się za tercetem aktorów, potencjalnych ojców i Meryl Streep. W „Listach do Julii” najważniejsze są jej poszukiwania.
Do Werony jej bohaterka trafia na miesiąc miodowy, ale przed ślubem. Na miejscu w kilku sztucznych ( choć nawet zabawnych ) scenach przekonamy się, że jej narzeczony bardziej zainteresowany jest włoską kuchnią i budowaną przez siebie restauracją niż czasem spędzonym z ukochaną. Gael Garcia Bernal ma szczęście, że wystąpił w kultowej, podczas trwającego mundialu, reklamie - jako filmowy Cristiano Ronaldo. Inaczej zostałby po swojej roli w „Listach” pośmiewiskiem lata. Nagrodę mają szansę wygrać scenarzyści filmu, którzy uczynili z wysyłających listy do bohaterki Szekspira kobiety załzawione i uzależnione od mężczyzn. Zaciekawiona miejscową tradycją główna bohaterka zaczyna odpisywać na tytułowe listy, wraz z miejscowymi archiwistkami. I od razu wpadnie w jej ręce rarytas – korespondencja sprzed pięćdziesięciu lat o odrzuconej miłości. Teraz wystarczy doprowadzić do zainteresowania brytyjskiej babci włoskim dziadkiem, odkryć, że autorka listu sprzed lat ma też aroganckiego i sztywnego wnuka oraz przemierzyć Toskanię w prawdziwie miłosnej podróży.
Kiczu i kwadratowego aktorstwa nie brakuje. Duet Amanda Seyfried-Christopher Egan sprawia, że chce się płakać, ale nie ze wzruszenia. Ich miłosna historia jest odmianą „kto się czubi, ten się lubi”, a cała love-story to typ „z pocałunkiem w finale”. Rozwój wypadków jest oczywisty, a finał pozostanie widzom obojętny. Jedyne, na co warto zwrócić uwagę, to plenery. Toskania wydaje się idealną scenerią.