Sex w stereo i w kolorze
Z kinową odsłoną nr 2, która całkiem niedawno trafiła na krany, recenzenci obeszli się nieco bardziej łagodnie, ale wielkich zachwytów próżno też było w ich wypowiedziach szukać. Jak widać dobre pomysły skończyły się wraz z ostatnim odcinkiem serialu. Trochę szkoda.
Jednak ja dziś nie o filmie a muzyce, która pierwszej części towarzyszyła, chciałbym poświęcić kilka słów. Ścieżka dźwiękowa do „Sexu w wielkim mieście” była jedną z czerwcowych premier przed dwoma laty. Producent Salaam Remie, autor muzycznego zestawu, który ilustruje obraz, przystępując do pracy stwierdził, że musi to być: „ścieżka dźwiękowa do wyjątkowego filmu o miłości”. Skąd takie właśnie założenie?-Wielbicielom perypetii Carrie Bradshaw nie muszę chyba tego specjalnie wyjaśniać! W związku z tym romantycznych tematów tu nie brakuje, choć od strony muzycznej momentami zgrzyta i nie bywa najciekawiej. Trochę tu nowości- na płytę trafiły dwa premierowe nagrania: „Labels or Love” w wykonaniu Fergie i „All Dressed In Love”, za którym stoi zdobywczyni Oscara Jennifer Hudson, która w filmie zagrała asystentkę Carrie. Pojawiły się też doskonale znane standardy w odświeżonych wersjach. Usłyszymy, między innymi, w wykonaniu duetu The Bird And The Bee: „How Deep Is Your Love” autorstwa braci Gibb. Ta sama spółka autorska odpowiada za „How Can You Mend A Broken
Heart”. Co ciekawe do wersji Al'a Greena z 1972 roku dołączono współcześnie wokal Joss Stone i w takiej postaci utwór trafił na płytę. Na ścieżce usłyszymy również zremiksowane „The Look Of Love” w interpretacji Niny Simone, znane już wcześniej ze składanki „Nina Simone Remixed & Reimagined”, czy święcącą wówczas triumfy Duffy z przebojowym „Mercy”. Są tu i bohaterowie tego tygodniowych moich opowieści. Jem, niemalże już etatowa już dostarczycielka piosenek do filmów i seriali- tym razem wybrano „It's Amazing”, na ścieżce znajdziemy także zespół Bliss z przepięknym „Kissing”. A zatem sporo tu piosenek znanych z anteny Radia Ram. I po odrzuceniu paru niewypałów w sumie byłaby to całkiem niezła składanka, po którą warto było wówczas sięgnąć bowiem wiele utworów ginie gdzieś w tle obrazu. Dlaczego warto było sięgnąć po nią wówczas? Ano dlatego, że dziś ten zbiór może nieco razić zgraniem wielu tematów, ale przed dwoma laty sporo z nich brzmiało naprawdę całkiem świeżo.
Tym niemniej w wakacyjnych okolicznościach, które lada moment nam nastaną, po odpowiednim zaprogramowaniu odtwarzacza można sobie ten zestaw przypomnieć. Zwłaszcza że lada moment, jak mniemam, trafi do naszych rąk kontynuacja. I chciałoby się by ten nowy zbiór był co najmniej tak dobry jak ten, do którego dziś powróciliśmy.