Życie po E.S.T.

Wojciech Jakubowski | Utworzono: 26.04.2011, 21:47 | Zmodyfikowano: 27.04.2011, 11:52
A|A|A

Prawie dwa lata temu, w Muzyce Dizeń Po Dniu, wspominałem ich w ten sposób:

"Pierwszy raz o Esbjorn Svensson Trio usłyszałem dobrych parę lat temu podczas ich pierwszej wizyty we Wrocławiu. To właśnie wtedy bliżej zainteresowałem się ich twórczością. A było czym bo na swoim koncie mieli bogaty dorobek płytowy i sporo sukcesów, nie tylko w ojczystej Szwecji, gdzie szybko zdobyli status gwiazdy, ale i także w pozostałych krajach, gdzie systematycznie podbijali serca kolejnych melomanów. Pięć lat temu dotarli i do nas, a  wraz z nimi wsponiana sława. Długo by wymieniać wszystkie wyróżnienia, jakie przyznało im środowisko jazzowe od Niemiec przez Francję aż do Japonii.

Warto za to wspomnieć, że ich popularność przypominała momentami tę jaka towarzyszy gwiazdom muzyki pop. Ich płyty gościły na wysokich miejscach list przebojów pokonując albumy z muzyka popularną. Artyści występowali też jako support w trakcie amerykańskiej trasy koncertowej K.D. Lang; tym samym mieli okazję pojawić się na wielkich stadionach i w salach koncertowych przed wielotysięczną publicznością.

W rok po wydaniu albumu "Seven Days Of Falling" koncerty zespołu obejrzało ponad 100 tysięcy ludzi. To właśnie te muzykę promowali u nas jesienią 2004. Moim zdaniem to najciekawsza płyta tria.   E.S.T. było bowiem wtedy u szczytu artystycznej formy. Kilka dni po wizycie we Wrocławiu liderowi wręczono Europejska Nagrodę Jazzową.

Co sprawiło, że z takim zainteresowaniem przyglądał się im i przysłuchiwał muzyczny świat? Praktycznie od początku swojej działalności zaskakiwali wypracowanym przez siebie niepowtarzalnym, charakterystycznym, eksperymentalnym, pomysłowym podejściem do dźwięku i kompozycji. Zwykła kartka papieru włozona pod struny
fortepianu sprawiała, że spod palców Esbjorna wydobywały się dźwięki, jakich słuchacz nigdy nie spodziewałby się po tym instrumencie. Po podobne sztuczki sięgali także: kontrabasista Dan Berglund czy perkusista Magnus Ostrom.

Po listopadzie 2004 E.S.T. gościło w naszym mieście jeszcze dwukrotnie, przez co, myslę, dali się doskonale poznać  wrocławskiej publiczności. Jestem też przekonany, że zostali dobrze zapamiętani i pozostawili po sobbie tylko dobre wspomnienia.

Niestety, akurat w ich przypadku czas przeszły w jakim się wypowiadam, wspomnienia no i nagrania - to są niezwykle istotne elementy - w tym bowiem składzie nigdy już do nas nie dotrą. 14 czerwca 2008 roku, w trakcie nurkowania w okolicach Sztokholmu, Esbjorn Svensson uległ śmiertelnemu wypadkowi, miał wtedy zaledwie 44 lata.

Nie wiem, czy Dan i Magnus odważą sie kiedyś wyruszyć w trasę albo wejść do studia pod dotychczasowym szyldem bez Esbjorna- jedno jest pewne: pustka po charyzmatycznym liderze będzie trudna do wypełnienia, o ile w ogóle jest i będzie to możliwe."

Oczywiście E.S.T. już nie istnieją - zarówno w formnie studyjnej jak i koncertowej.

Po prawie trzech latach od śmierci lidera na opublikowanie swego solowego materiału, zresztą z sukcesem, odważył się perkusista -  Magnus Öström.

"Thread Of Life" to krążek nagrany w ulubionym miejscu muzyka -  Atlantis Studio w Sztokholmie. Razem z zaprzyjaźnionymi instrumentalistami, pod okiem realizatora dźwięku Janne Hanssona, zarejestrował zupełnie nowe kompozycje, które zrodziły się w jego głowie od momentu śmierci Esbjorna Svenssona.

W skład zespołu weszli: gitarzysta Andreas Hourdakis, klawiszowiec Gustaf Karlöf i basista Thobias Gabrielson. Jak przekonuje Magnus - to wyjątkowi muzycy sztokholmskiej sceny.

Brzmienie albumu, twierdzi perkusista, może przypominać dokonania E.S.T., chociażby dlatego, że Magnus był ważną częścią tego trio i wypracował swój charakterystyczny styl, który teraz staje się wyraźnie wyczuwalny na krążku "Thread Of Life". Jednak tych kilka kompozycji to jego absolutnie autorskie dzieła.

W Radiu RAM, wieczorami, dość często można usłyszeć "Longing". Oto wersja koncertowa kompozycji:

REKLAMA