Śledztwo ws. tragedii we Wrocławiu - zginęło dziecko, drugie jest ranne
Policjanci sprawdzają wszystkie miejsca, gdzie mogłaby pójść kobieta, m.in. mieszkania jej znajomych i krewnych. Funkcjonariusze nie wykluczają, że wpadła ona w szok, gdy usłyszała o tragicznych wydarzeniach. Obawiają się także, iż mogła zrobić sobie coś złego. - Zapadła się jak kamień w wodę – mówi jeden z policjantów.
Wrocławska prokuratura wszczęła już śledztwo w sprawie wypadku. Ustalono, że dzieci był same, bo ich matka wyszła z domu na zakupy. Prokurator Małgorzata Klaus wyjaśnia, że zwykle rodzeństwo nie zostawało samo w domu - dziećmi opiekowała się babcia. - Dziewczynka przed utratą przytomności powiedziała, że brat popchnął ją i dlatego wypadła z okna – mówi prokurator Klaus. Nie wyklucza, że siedmiolatka spadając pociągnęła brata. Dzieci mogły dostać się do okna, bo stała przy nim wersalka i łóżeczko. Pod opieką psychologów jest ojciec rodzeństwa, który o wypadku dowiedział się od sąsiada i natychmiast przyjechał do domu.
Sąsiad widział, jak dzieci wypadają w okna. Matka w tym czasie była na zakupach. Do wypadku doszło prawdopodobnie podczas zabawy. Chłopczyk zginął na miejscu, o życie drugiego dziecka walczą lekarze. Dziecko jest przytomne, według pierwszych badań ma tylko złamaną rękę. - Obecnie życiu dziewczynki nie grozi żadne niebezpieczeństwo - zapewnia Jan Godziński, ordynator oddziału chirurgii dziecięcej dolnośląskiego szpitala specjalistycznego:
- To była spokojna rodzina - mówią sąsiedzi, którzy widzieli chwile tragedii:
Rodzeństwo było pozostawione bez opieki dorosłych - ustalili policjanci: