SEKRET **** (Recenzja filmu)
I wreszcie doczekaliśmy się nowohoryzontowego filmu od wrocławskiego reżysera. Droga Przemysława Wojcieszka do realizacji „Sekretu” była długa, bo nikt w jego film nie wierzył. Instytucje, które mają wspierać polską kinematografię wciąż wybierają dzieła prostsze, bardziej zrozumiałe. Jeśli w scenariuszu nie ma ilustrowanej historii, szanse na publiczne pieniądze spadają. Od tej reguły są wyjątki, ale „Sekret” pozostanie kolejnym wyrzutem sumienia urzędników z Wrocławia i Warszawy. Jest tym, czym mogłoby być „Pokłosie”, gdyby nie było czytanką.
Na polskiej wsi znowu grzebiemy w ziemi, próbując odkopać tajemnice i usłyszeć od szanowanego dziś członka społeczności wojenne świadectwo. U Wojcieszka historyczne wykopaliska nie są rekonstrukcją, nie wychodzimy poza współczesność. Bliżej „Sekretowi” do znakomitego filmu Sasnali „Z daleka widok jest piękny”, chociaż zatrzymuje się w pół drogi, próbując porządkować rzeczywistość, jakby niewiele nowego miał do powiedzenia. Wprowadzono animacje, podzielono obraz na rozdziały, są dialogi, które nie pozostawią już wielu wątpliwości. Tytułowy sekret daje wystarczające pole do interpretacji, trafiają się też znakomite sceny z symbolicznymi dialogami. Inne rozmowy zmieniają nasz sposób patrzenia na wiejską i leśną rzeczywistość, podzieloną na posiłki, ogniska, suszenie grzybów i porządki.
Dowiadujemy się na przykład, że młodym może eksplodować głowa z nadmiaru pytań, tajemnic i braku miejsc do ucieczki, ale Wojcieszek nie pokazuje tego w tradycyjny dla polskiego kina sposób. Jedynie sugeruje skąd duszność, w tych otwartych i pięknych przestrzeniach, w wygimnastykowanym ciele głównego bohatera, który dorabia jako drag queen na korporacyjnych spędach. Centralna postać „Sekretu” to dla współczesnych dziwak, dającym się obwozić za pieniądze, a jego dziadek obawia się, że kiedyś go pobiją. Nawet, gdy przyjeżdża z nim agentka – stażystka z nadmiarem wolnego czasu. Ksawery może uciec tylko do ćwiczeń oddechowo-ruchowych, Jan wybacza sobie stare grzechy odkupieniem w postaci lat spędzonych w stalinowskim więzieniu. Tylko Karolina zostaje bezradna ze swoim żydowskim pochodzeniem. Kolejna gałąź w drzewie genealogicznym rodziny znów nie pasuje, do miejsca z którego wyrasta.
Kameralny dramat dokonuje się między trójką aktorów. Marek Kępiński z warszawskiego Teatru Syrena jest wykorzystywany w filmach i kinie zdecydowanie zbyt rzadko i w zbyt skromnych rolach, w „Sekrecie” dowodzi jak wiele można zbudować przed kamerą na porządnym teatralnym warsztacie, jak głęboko zainteresować widza najprostszymi sytuacjami. Wojcieszek jako reżyser filmowy także zyskał na latach spędzonych na scenach teatralnych. Dzięki temu w „Sekrecie” udało mu się przenieść ten specyficzny we współczesnych spektaklach sposób budowania obrazu i przestrzeni. Coś, co Jan Klata nazywa skreczami mentalnymi, a Krzysztof Garbaczewski spektalem multimedialnym. Nie ma nadmiaru takich chwytów inscenizacyjnych, a dzięki nim łatwo dokonać skrótów myślowych i fabularnych i zająć się tym, co dla reżysera najbardziej istotne – refleksją nad obciążoną świadomością, współczesnymi refleksami dawnych sytuacji tragicznych, nad wszelkiemi przejawami tabu i nad wykluczaną cielesnością. Agnieszka Podsiadlik i Tomasz Tyndyk znakomicie odnajdują się w tak wykreowanym swiecie, po latach gry u Grzegorza Jarzyny i Krzysztofa Warlikowskiego. U Wojcieszka też występowali na scenie i widać, że mają z reżyserem porozumienie, na którym zyskuje widz.
W budowanym prostymi środkami świecie, który jest tłem dla wielkiej historii sprzed lat, pokazywanej na szczęście bez retrospektyw, niezwykle istotny był też udział operatora. Jakub Kijowski otrzymał za swoją pracę na planie „Sekretu” zasłużoną nagrodę imienia Andrzeja Munka, dla debiutujących autorów zdjęć. Dzięki obiektywowi Kijowskiego w niektórych scenach wystarczającym komentarzem jest sweterek, czy koszulka Ksawerego, a w innych napięcie budują pozornie przezroczyste w emocjach twarze Karoliny i Jana. Dzięki pracy Mileny Czarnik i Magdaleny Machajskiej stylizacja jest największą zaletą „Sekretu”. W przemyśleniach i refleksjach nie dotrzemy w nieznane rejony, ale zmieniający się rytm ujęć i narracja poprzez symbole, to w polskim kinie wciąż nowość. Podobnie jak świadomość formy i obserwacja ludzi, poszukujących własnego języka, miejsca i środków wyrazu.