„Last Dance” Keith Jarrett i Charlie Haden
twitter.com
Muzyka zawarta na „Last Dance” pochodzi z tej samej sesji, co materiał opublikowany w 2010 roku na albumie „Jasmine”. Dostajemy nawet dwie alternatywne wersje już opublikowanych utworów: o ile „Where Can I Go Without You” Victora Younga i Peggy Lee zagrane jest niemal w tym samym tempie, o tyle kończące całość „Goodbye” Gordona Jenkinsa podane jest znacznie wolniej. Dwa świetne przykłady na to, jak nieznaczne różnice w aranżu powodują, jak całość inaczej brzmi. I dwa znakomite dowody umiejętności sztuki improwizatorskiej dwóch starych przyjaciół. No właśnie – wielokrotnie mawiam, że to, co najważniejsze w muzyce nie jest zapisane w nutach. Słuchając ich muzykowania – zawsze używam tego określania, kiedy chcę podkreślić, najwyższe stadium dyskursu dźwiękami – z jednej strony ma się wrażenia niemal telepatycznej więzi łączącej grających, z drugiej – całkowitego relaksu, przyjemności z wypowiadanych dźwięków. Żaden z nich niczego udowadniać ani sobie, ani światu nie potrzebuje( zresztą sesja odbywająca się w domu Keitha zorganizowana została bez intencji publikowania nagrań), ot, towarzyskie spotkanie wypełnione rozmową przy pomocy instrumentów. Recenzenci, których teksty przejrzałem, byli wobec obu tych albumów dość powściągliwi – dużo dobrych słów, ale na ogół najwyższych not – tam, gdzie pojawiała się punktacja – nie dawali. Dla mnie to absolut. Dwóch wielkich muzyków, grających piękne melodie dla siebie, dla własnej przyjemności. Lepiej być nie może.
Kiedy w ubiegłym tygodniu zapowiedziałem na antenie, że „Last Dance” będzie u nas albumem tygodnia w skrzynce znalazłem mejl, który pozwolę sobie przytoczyć w całości: „ 11 lipca byłem na solowym koncercie Keith Jarrett’a w Rzymie. Koncert rozpoczął się dokładnie o 19.11. Następnego dnia rano dotarła do mnie informacja o śmierci Haden’a. Serwisy prasowe podają godzinę śmierci 10.11 w Los Angeles, czyli dokładnie, co do minuty wtedy, kiedy Jarrett rozpoczął swój prawdopodobnie jeden z najlepszych solowych koncertów (przesunięcie czasu 9 godzinne). Niby zbieg okoliczności, ale biorąc pod uwagę ich tak głęboką zażyłość oraz kilka dni wcześniej wydaną „Last Dance” daje to naprawdę do myślenia. Koncert Rzymski był rejestrowany i najprawdopodobniej zostanie wydany jako kolejny solowy album Jarrett’a. Pozdrawiam gorąco, Piotr”
„Last Dance”. Mądry. Pełen dojrzałości. Nieskończenie piękny.