Kimbra wyszła z cienia Gotye (WIDEO)
W wielu krajach Kimbra wciąż postrzegana jest jako dziewczyna, którą Gotye zaprosił do zaśpiewania „Somebody That I Used To Know”.Wiecie to piosenka, jak doczekała się mniej więcej 540 302 364 wyświetleń w wersji podstawowej. Pewnie odkąd napisałem te słowa jeszcze trochę przybyło. Acha, i sprzedano ją prawie 8 milionów razy. Nie przesłyszeliście się : sprzedano. Nie – ściągnięto.
W Polsce Kimba zaistniała niezależnie od mega sukcesu swojego kolegi. I dobrze, bo jej debiutancki album „ Vows” to bardzo dobra płyta, zwiastująca dużą osobowość. Zresztą Kimbra to obok Leanne La Havas czy Seluah Sue jedna z najczęściej pojawiających się debiutantek u nas na playliście w ostatnich latach.
U artystki sporo zmian. Porzuciła rodzinną Nową Zelandię na rzecz Stanów. Przeprowadziła się na luksusowe przedmieścia Los Angeles, do Silver Lake, gdzie jej sąsiadami byli między innymi Ryan Gosling czy Rachel MacAdams, ale nie było to żadne wielkomiejskie życie, tylko niewielka farma z dala od zgiełku z owieczkami pasącymi się za oknami. Wiejski krajobraz podobno zawsze stymulował jej proces twórczy. Latem tego roku Kimbra zamieniła podmiejska posiadłość na mieszkanie w Echo Park znacznie bliżej centrum.
18 miesięcy trwało powstawanie „The Golden Echo”. Warto było czekać, to pop na miarę XXI wieku. Zadziorny, z różnymi zakrętami. Kimbra wie, jak brzmi melodia. Prosta, chwytliwa, taka, którą można puścić w każdej stacji radiowej na świecie a słuchaczy będą wybijali rytm do taktu, uśmiechali się, tańczyli – kochali. Bo ludzie lubią proste piosenki, to pewne. Ale jej to nie interesuje. Siła albumu tkwi w dźwiękowych podróżach, jakie za każdym razem proponuje. Mnóstwo tu nawiązań do historii muzyki, ale to cytaty, zapożyczenia, a nie bezmyślne przebieranie się w ciuchy muzyczne z dawno minionej epoki. Jedyny krążek, do którego „The Golden Echo” można w tym roku przyrównać pod tym względem to „Girl” Pharrella Williamsa. Wśród muzyków w studiu m.in. Stephen Bruner lepiej znany jako Thundercut, Matt Bellamy z Muse czy John „J.R.” Robinson mający na swoim koncie współpracę z Michaelem Jacksonem. Generalnie to jeden z takich kolesi, którzy grali ze wszystkimi. Innymi słowy – pierwsza liga. Producentem płyty został Rich Costey, jak sam twierdzi jego rola polegała przede wszystkim na uporządkowaniu elementów stworzonych wcześniej przez Kimbrę w taki sposób, aby nie zabić ducha muzycznej przygody tkwiącego w pierwotnych wersjach demo. A nie była to łatwa praca – dość powiedzieć, że w niektórych wypadkach otwierając komputer miał przed sobą ponad 250 elementów nagranych do jednego utworu. Ładnie te dźwięki podsumował przedstawiciel jej wydawcy – jedyna przewidywalna rzecz, jeśli chodzi o muzykę Kimbry jest jej nieprzewidywalność.
Kimbra w październiku zabiera „The Golden Echo” w świat, jeśli chcecie zobaczyć jej koncert szybciej, musicie się wybrać do Los Angeles, w jednym z tamtejszych klubów można ją będzie usłyszeć w każdą wrześniową niedzielę.