Wstydliwy zapach tygrysa w walce z... (POSŁUCHAJ)
fot. Wikimedia Commons/Roland zh
Katarzyna Nowak mieszka w jednorodzinnym domu w Oleśnicy. Każdego roku gdy temperatura zbliża się w okolice zera stopni na poddaszu pojawia się tajemniczy i nieproszony gość.
- Przychodzi w nocy, szybko ucieka jak się spłoszy. Jak się chowamy to pojawia się na poddaszu i rozwala wszystko. Mamy poniszczone dachówki. Wyczytałam, że jedynym ratunkiem jest kupa lwa albo tygrysa.
POSŁUCHAJ:
Niemożliwe? Ryszard Pakla, opiekun zwierząt drapieżnych we wrocławskim ZOO potwierdza, że chętnych po egzotyczne odchody nie brakuje, a ich działanie to nie legenda.
- Na zwierzęta kunowate i łasicowate pomaga. Więc ludzie są zainteresowani odchodami, zwłaszcza tygrysimi – tłumaczy Pakla.
Niestety walczący ze swojskimi drapieżnikami z zoo amunicji nie dostaną. I to nie dlatego, że brakuje zwierząt - na wybiegu prężą się dwa okazałe samce, które każdego dnia dostarczają kilkanaście kilogramów drogocennego jak słychać towaru.
- Zakaz, który jest nałożony przez głównego weterynarza, rozprowadzania odchodów ze względu na bakterie, które mogą się wytworzyć w nowym środowisku – dodaje Ryszard Palka.
fot. Wikimedia Commons/Tambako the Jaguar
Walczyć trzeba więc bronią konwencjonalną, ale pracownicy Zoo nie mają wątpliwości - tygrysie kupy to raczej te mniej wymyślne prośby czy żądania:
Mail takiej treści otrzymała Ewa Piasecka - odpowiedzialna w ogrodzie za wymianę zwierząt. Oczywiście żadnego wypożyczenia nie było, ale jakby filmowcy chcieli kupę tego największego lądowego ssaka, tu nie ma problemu. Podobnie z efektami trawienia nosorożca, czy hipopotama - mówi Mirosław Piasecki, dyrektor ds. hodowlanych:
- Bardzo dobry obornik, część zużywamy na potrzeby naszego ogrodnictwa, a jakieś nadwyżki odstępujemy. Jeżeli działkowcy się pojawiają i mają swój transport, to mogą zabrać nieodpłatnie. Czy na kunę pomoże? Chyba nie – dodaje Mirosław Piasecki.
Szkoda. Ciężko też spełnić inną z próśb. List napisany kilka lat temu, odręcznym opisem 8-latka:
Koń by się uśmiał także z zadań jakie spadają na wrocławski ogród zoologiczny. Gdy kilkanaście lat temu pojawiły się we Wrocławiu reklamy kleju z zamontowanym powyżej plastikowym bocianem rozdzwoniły się telefony z żądaniem natychmiastowej interwencji. Środek zimy, głęboki śnieg, 15 stopni poniżej zera.
- To było tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne. Tak na wszelki wypadek posłaliśmy kierowcę, żeby zobaczył o co chodzi. Telefony się rozdzwoniły. I wtedy dowiedzieliśmy się, że jest taka reklama.
fot. Wikimedia Commons/de:Benutzer:SpreeTom
Do nieformalnych zadań należy też pomoc w rozwiązywaniu krzyżówek, choć nie zawsze odpowiedź satysfakcjonuje telefonującego.
Nie każdy jednak od zoo czegoś chce albo prosi o pomoc. Elżbieta Gajewska, opiekuna naczelnych, wspomina jak przed laty nagminnie do ogrodu trafiały najróżniejsze małpy.
- Tragedia dla obu stron. Bo małpy, które były wychowane tak po ludzku nie mogły odnaleźć się w stadzie. Wiadomo, że ktoś też swoje uczucie w nich ulokował, także zawsze było to tragedia, takie rozstanie – tłumaczy Elżbieta Gajewska.
Pojawił się także grubszy kaliber - chociaż imię nie takie groźne. Pufi. Masa kilkaset kilogramów, kilkunastocentymetrowe zęby.
- Ten tygrys zachowywał się zupełnie inaczej. To był taki pieszczoch, który podchodził do kraty i jego się głaskało, drapało. Zero agresji – mówi …
Tymczasem Katarzyna Nowak walczy dalej...
A dyrektor zoo szuka alternatywy - wystarczy to co wyprodukuje pies czy lis. A kochający zwierzęta mogą z zoo kupić - owce, osła czy lamę. Zresztą jedna z nich kilka dni temu wystraszyła z biegacza w Lasku Wojnowskim. Jogging zamienił się w sprint. Mirosław Piasecki uspokaja, że to nie jakaś tam lama, a po prostu Peryskop.
- Pochodzi od nas. Jest jeszcze druga lama, samica. Jest prowadzony taki eksperyment, ze wspólnym trzymaniem na pastwiskach lamy, jako przewodnika stada owiec. Może się trochę wystraszył, ale nie ma co panikować. Najwyżej go mogła opluć.
Zobacz film z ucieczki sprintera przed lamą: