Gryzący problem. Wszawica w szkołach!
zdjęcie ilustracyjne (Yogi/wikimedia.org)
- Dzieci są w wieku przedszkolnym i szkolnym. Niestety w od połowy października były odwszawiane siedem razy - mówi wrocławianin. - Starsza dwójka przyniosła wszy ze szkoły, a najmłodsza - z przedszkola.
Wrocławianie mają swoją teorię na temat przyczyn inwazji wszawicy.
Posłuchaj całego materiału:
- Wszystko dlatego, że rodzice niektórych dzieci nie zgadzają się, by były one badane w szkole przez pielęgniarkę czy mają wszy czy nie - dodaje wrocławian. - To powoduje, że wysiłek innych rodziców idzie na marne i przez to dzieci cierpią, bo to nie jest ani przyjemne ani miłe. Uważam, że ta sytuacja jest kuriozalna, bo szkoła widząc że kogoś włosy się ruszają, nie może nic zrobić tylko wezwać rodziców, którzy przyjadą za godzinę czy dwie, bo wszy to przecież nie grypa.
Wrocławianie, którzy nie zgadzają się na badanie głowy swoim dzieciom, nie chcieli z nami rozmawiać. Najczęściej rzucali tylko, że to ich dziecko i ich sprawa.
Niestety szkoły i przedszkola potwierdzają. Nie mogą nic zrobić bez zgody rodziców.
- Jeśli zdarzy natrafić w grupach na niemiłych gości, prosimy rodziców o to, by wpisali na liście swoją zgodę, by pielęgniarka przejrzała ich dzieciom włosy. Pielęgniarka jest u nas codziennie ze względu na dzieci chore na cukrzycę - wyjaśnia Kamila Kołodziej - Śliwa, wicedyrektor przedszkola nr 109 z oddziałami integracyjnymi we Wrocławiu. - Jeśli tej zgody nie ma, to radzimy, by udali się do swojego lekarza rodzinnego lub pediatry i tam uzyskali pomoc - dodaje.
Dziecko tuż po pierwszej kuracji nie powinno wracać do przedszkola lub szkoły. W placówce nr 109 dyrekcja prosi więc o pozostanie przez trzy lub cztery dni w domu. Aby dziecko mogło wrócić na zajęcia do przedszkola, potrzebne jest zaświadczenie od lekarza, że już wszawicy nie ma.
Są jednak we Wrocławiu placówki, które odgórnie poradziły sobie z problemem, biorąc zgodę na przejrzenie włosów zaocznie.
- Problem wszawicy pojawił się u nas rok temu - mówi Monika Karczyńska, dyrektorka zespołu szkół nr 20 we Wrocławiu. - Więc we wrześniu na pierwszym zebraniu rady rodziców rodzice powiedzieli, że dają odgórnie taką zgodę, bo gabinet u nas w szkole jest, a samo badanie jest przecież bezinwazyjne. Dlatego też jeśli pojawią się nieproszeni goście, to pielęgniarka przegląda głowy dzieciom z jednej klasy czy kilku w zależności od potrzeb.
Wszawica została skreślona z listy chorób zakaźnych, więc Sanepid z urzędu nie może podjąć działań. To jednak nie znaczy, że nic nie robi.
- To na rodzicach spoczywa obowiązek dbania o zdrowie lub higienie dzieci. W szkołach przechodzi on na dyrektorów szkół - mówi Jolanta Berdzik kierownik działu promocji zdrowia ze stacji epidemiologicznej. - Kiedy dyrektor zasugeruje, że jest w klasie problem, pielęgniarka może sprawdzić głowy dzieciom. Jednak wcześniej należy o tym poinformować rodziców. Później pielęgniarka monitoruje czy działania rodziców zmierzające do pozbycia się problemu, były skuteczne - dodaje.
Jeśli okaże się, że rodzice nie robią nic lub robią niewiele, by pozbyć się nieproszonych gości z włosów, dyrektor może powiadomić opiekę społeczną.
- Nie może być tak, że rodzice nie dbają o własne dzieci, nie badają własnych dzieci ani nie pozwalają ich zbadać szkole - argumentuje wrocławianin. - Te instytucje przecież są do tego powołane, żeby właśnie kontrolować rodziców i jeżeli są zaniedbania to coś z tym zrobić. Wszyscy cierpią, bo kilka osób ma swoje widzimisię, nie wiadomo dlaczego.