Wybierz z nami najlepszą płytę roku 2014
Fot. Moehre1992, Wikimedia Commons
W „dziesiątce” roku 2014 Piotra Bartysia i Maćka Przestalskiego obok Prince'a i Jesse Ware znalazł się Taylor McFerrin, ale także krajowe objawienie ostatnich miesięcy – grupa We Draw A. Nie zabrakło także płyt innych zespołów z Wrocławia m.in. powracającego z nowym albumem po 9 latach Skalpela.
Zapraszamy Was do wspólnej zabawy – możecie oddać głos na jedną z zaproponowanych przez redakcję Radia RAM płyt. Ale to nie wszystko. Zachęcamy Was także to komentowania naszej płytowej “dziesiątki” roku 2014 i zgłaszania swoich propozycji.
Dziesięć najlepszych płyt roku 2014 według dziennikarzy muzycznych Radia RAM Piotra Bartysia i Maćka Przestalskiego:
1. WE DRAW A – MOMENTS
O We Draw A tu i ówdzie słychać było od kilku miesięcy. Że dobrze i że z Wrocławia. Na początku listopada nakładem zacnego polskiego wydawnictwa Brennnessel ukazał się ich debiutancki album. Był to jeden z tych przyjemnych momentów, kiedy ma się wrażenie, że taką płytę mógłby nagrać artysta dobrze znany na świecie. „Moments” to czterdzieści siedem minut ciekawych i świetnie wyprodukowanych kompozycji pełnych wyjątkowych muzycznych przestrzeni. We Draw A stworzyli muzycy z dwóch bardzo dobrych polskich zespołów. Radek Krzyżanowski z Kamp! i Piotr Lewandowski z nieistniejącego już Indigo Tree nagrali świetny album, do którego chce się wracać. (MP)
2. D’ANGELO – BLACK MESSIAH
To płyta, która premierę miała kilkanaście dni temu i od razu powędrowała do samej czołówki RAMowego zestawienia. Najkrócej rzecz ujmując: wielu próbuje, a jemu się udaje. „Black Messiah” to zaledwie trzecia płyta w dwudziestoletniej karierze D’Angelo. I tak jak poprzednie „Brown Sugar” z 1995 roku i wydane czternaście lat temu „Voodoo”, to rzecz wybitna. Tym razem jest może nieco mniej soulowo, a cześć kompozycji zabudowana jest na całkiem poważnych gitarowych riffach. W bardzo dobrym singlu „Suggah Daddy” słychać bas genialnego Pino Palladino i perkusję innej legendy - Jamesa Gadsona. Gościnnie na płycie pojawiają się też Q-Tip z A Tribe Called Quest i Questlove z grupy The Roots. To piękna płyta, na której słychać, że nic nie dzieje się bez powodu. Są tu wyraźne inspiracje Princem, Bootsy Colinsem czy nawet Living Colour, a D’Angelo zdaje się mówić, że wcale się tego nie wstydzi. I mam wrażenie, że dodaje „bawcie się dobrze”. (MP)
3. FKA TWIGS – LP1
To kolejny wyczekiwany debiut. EPki od Niegdyś Znanej Jako Twigs (to właśnie znaczy FKA - Formerly Known As) ukazywały się od 2012. Nowoczesne, nieco chropowate r&b i ciekawy wokal wzbudzały spore zainteresowanie w całym muzycznym świecie. „LP1” czyli po prostu long play numer jeden ukazał się na początku sierpnia czyli niemal w środku bardzo upalnych wakacji. Brzmiał wówczas doskonale, choć może nie koniecznie za pierwszym razem. Po kliku miesiącach słuchania płyta nadal ma się bardzo dobrze i każde jej odtworzenie to przyjemność. Mieszanka neosoulu, nowoczesnej elektroniki i jak zauważają krytycy, niemal trip hopowa atmosfera, dają niesamowity efekt. FKA Twigs znana jest też z niezwykłych koncertów, a Vogue obwołał ja właśnie nowa ikona stylu. Prywatnie jest dziewczyną Roberta Patisona, co każe podejrzewać, że przed nią jeszcze całkiem poważna kariera.(MP)
4. PRINCE – ART OFFICIAL AGE
Zaczyna się średnio, tytułowa, otwierająca album kompozycja to chyba najsłabszy moment na płycie. Prince ma już przecież pięćdziesiąt sześć lat i wydał ponad trzydzieści albumów. Ma na koncie kilka arcydzieł, ale też kilka płyt zupełnie średnich. W tym roku postanowił wydać dwie płyty w jednym momencie, co nie wróżyło najlepiej. Przydała się jednak odrobina cierpliwości, bo od drugiego, wykonywanego wspólnie z Lianne La Havas „Clouds” dzieją się rzeczy wspaniałe. Prince jest zdecydowanie sobą i to w życiowej formie, a słychać też wyraźnie, że wie, co dzieje się dziś w muzyce i umie tę wiedzę wykorzystać. Jeśli szukacie dobrej, nieco ambitniejszej popowej płyty, to wybierzcie „Art Official Age”.(MP)
5. FATIMA – YELLOW MEMMORIES
To długo wyczekiwany debiut. Fatima już od wielu lat śpiewała do elektronicznych podkładów tworzonych przez artystów związanych z londyńska wytwórnią Eglo Records. Na „Yellow Memories” Fatima pięknie śpiewa o zwyczajnych rzeczach – niespełnionej miłości, pogrążonym w samotności sąsiedzie i dyskusjach z przyjaciółmi. Muzycznie to album bardzo świeży, ciekawy, ale przy okazji łatwy w odbiorze. Taki inteligentny pop, który równie dobrze brzmi w radiu jak i po raz kolejny odtwarzany w domu.(MP)
SAM SMITH – IN THE LONELY HOUR
“Latch” to największy przebój z debiutanckiego albumu Discosure, potem było „La La La” z Naughty Boy. I tak, jeszcze przed wydaniem autorskiego krążka, stał się gwiazdą. „Stay With Me” stało się przebojem na całym świecie, album doczekał się dwóch nominacji do Grammy, w Stanach dotarł do drugiego miejsca, w Wielkiej Brytanii trafił na szczyt.
Dziennikarze muzyczni kręcą trochę nosami. Sam Smith ma na pewno znakomity głos i nie waha się go użyć. Z drugiej stronie na płycie obok piosenek absolutnie znakomitych, są ewidentne zapchajdziury. (PB)
7. SKALPEL – TRANSIT
Znakomity i nieoczekiwany powrót po dziewięciu latach. Marcin Cichy i Igor Pudło nie tylko rozszerzyli obszar inspiracji muzycznych, ale sami w międzyczasie rozwinęli się muzycznie. Powstało dzieło barwne, przemyślane. Publiczność za nimi tęskniła – czego dowodem wyprzedane koncerty w wielu miastach Polski. A i na świecie – mimo że, album nie wydany już w dodającej prestiżu Ninja Tune – krążek zauważono. Marcin Cichy było bodaj pierwszym polskim muzykiem udzielającym wywiadu w co tygodniowym programie Bandcamp Weekly. Brawo! (PB)
8. JESSE WARE – TOUGH LOVE
Jedno jest pewne – w Polsce kochamy ją bardziej niż w rodzimej Wielkiej Brytanii. Pierwsza płyta na Wyspach dotarła do miejsca 5 na liście sprzedaży, druga ledwie do 9. Tymczasem u nas „Devotion” narobiło na tyle szumu, że kiedy ukazał się tegoroczny album – to już była płyta Wielkiej Gwiazdy. Nic dziwnego, że tutaj zagrała ledwie jeden z kilku koncertów promujących wydawnictwo i przyjeżdżała specjalnie po to, aby pokazać się w telewizyjnych programach w czasie dużej oglądalności. Na ile to kwestia gustu rodaków, na ile promocji wydawcy, chyba nie da się ustalić.(PB)
9. TAYLOR MCFERRIN – EARLY REISER
Od debiutanckiej EP-ki minęło 8 lat, sporo. Pracę nad tym krążkiem rozpoczął lat temu 6. Ciągnęło się w nieskończoność, bo – jak sam twierdzi – album do pewnego czasu do niczego mu nie był potrzebny. I tak nieustannie koncertował. Wreszcie poczuł, że nadeszła pora. „Early Reiser” zebrał znakomite recenzje, a Taylor wyruszył na kolejną trasę, wystąpił także we Wrocławiu. Naszym zdaniem jego występny na żywo są cokolwiek nudne, ale album udał mu się znakomicie.(PB)
Wybierz najlepszą płytę roku 2014