"Ida" dostała aż dwie szanse na Oscara (RECENZJA)

Jan Pelczar | Utworzono: 15.01.2015, 15:13
A|A|A

Kadr z filmu "Ida"

Polski film otrzymał nominacje do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Doceniono także autorów zdjęć Łukasza Żala i Ryszarda Lenczewskiego. Oprócz "Idy" o Oscara powalczą "Joanna" w reżyserii" Anety Kopacz oraz "Nasza klątwa" Tomasza Śliwińskiego nominowane do Oscara w kategorii krótkometrażowy film dokumentalny.

Piątą "polską nominację" dostała Anna Biedrzycka-Sheppard - mieszkająca w Hollywood kostiumolog. Biedrzycka-Sheppard była już dwukrotnie nominowana do Oscara, za kostiumy do Listy Schindlera i Pianisty. Teraz ma szansę dzięki pracy przy filmie Czarownica, w którym główną rolę zagrała Angelina Jolie.

Poniżej recenzja "Idy" Iana Pelczara, który w październiku 2014 r. dał filmowi 5 gwiazdek:

Tytułowa bohaterka to sierota wychowana w klasztorze. U progu lat 60. XX wieku ma przyjąć śluby zakonne, ale wcześniej zostaje wysłana na spotkanie z jedynym znanym członkiem rodziny: obojętną z pozoru na jej los ciotką Wandą.

Komunistka, stalinowska prokurator, alkoholiczka, a jednocześnie znakomita, rzeczowa obserwatorka. Razem wyruszą na poszukiwanie śladów po rodzinie, grobu rodziców Idy. Pawlikowski dotknie tu polskiego tabu, które eksplorowało „Pokłosie”. W przeciwieństwie do fatalnie poprowadzonego filmu Władysława Pasikowskiego, „Ida” nie jest prosto rozrysowanym dziełem rozliczeniowym, to złożony z szarości, poruszający portret ludzi i czasów.

Dzieło o traumie, szukaniu własnej drogi, także o szansie na odkupienie, powtórne wejście w życie. Pawlikowski genialnie zestawił ze sobą dwie aktorki: naiwną, nieobytą w świecie Idę zagrała Agata Trzebuchowska, debiutantka, która nie marzy o karierze aktorki. Wypatrzyła ją dla Pawlikowskiego w warszawskiej kawiarni Małgośka Szumowska.

Miała oko, a reżyser wiedział jak to wykorzystać. Bezbłędnie poprowadził Trzebuchowską naprzeciw Agaty Kuleszy, doświadczonej aktorki, która w fascynujący sposób portretuje jedną z najbardziej niejednoznacznych postaci, jakie pokazało nam polskie kino w ostatnich latach. Kulesza napracowała się na planie, bo Pawlikowski operuje obrazami, co chwile chce powtarzać sceny już zarejestrowane, w głowie montuje film na bieżąco i po wielokroć.

Dzięki temu „Ida” jest nie tylko dziełem dotykającym do trzewi, ale również pięknym, wystylizowanym. Są wartburgi, syrenki, piosenki Haliny Majdaniec i Marii Koterbskiej. Umiejętnie wpleciono w drugi plan epizody: szansonistki w wykonaniu Joanny Kulig i amanta, którego gra Dawid Ogrodnik.

Prosta w obrazach, a złożona w znaczeniach rzeczywistość „Idy” powraca niczym złe wspomnienie. Jest w nim wiele dobra i chcemy dać mu szanse, ale przytłacza nas wiedza o grzechach. Szukamy sensu i wiary, przenika nas smutek, ale nie przestajemy łaknąć radości. Mieszają się perspektywy: ludzka i boska, do nas należy wybór, która pozostanie ważniejsza, do której będziemy chcieli dorosnąć.

REKLAMA