Chcesz schudnąć? Najpierw zrzuć masę!
fot. Przemek Gałecki
Mimo, że Robert Burneika, znany bliżej jako "Hardcore'owy Koksu", na siłowni spędza każdą wolną minutę, z tzw. siłowni pod chmurką, które buduje wrocławski magistrat, skorzystać by nie mógł. Bo... waży 130 kilogramów.
Wrocławskie siłownie pod chmurką są chętnie odwiedzane przez mieszkańców, ale nie wszystkich. Mąż pani Iwony je omija, bo... przekracza magiczną liczbę: - Nie mógłby korzystać. Śmiejemy się z tego po prostu. Próbował, ale nie chcemy uszkodzić sprzętu. Nie jesteśmy jakimiś wandalami. Niech idzie na basen, schudnie do stówy i dopiero ćwiczy.
Rozgorzała dyskusja, czy to aby nie dyskryminacja, bo przecież podatki płacą także ci, którym bliżej do "Pudziana", niż do wątłej gimnastyczki. Pytamy u źródła: - To zbyt duże słowo - odpowiada Małgorzata Szafran z magistratu. We Wrocławiu mamy 16 siłowni pod chmurką, kolejne cztery powstają w ramach budżetu obywatelskiego. Limity wagowe to jednak nie decyzja miasta a producenckie normy: - Nie chodzi o to, że ktoś może uszkodzić ten sprzęt, tylko może sobie sama zrobić krzywdę korzystając z tego sprzętu - tłumaczy Szafran.
Stanisław Szelc z Kabaretu Elita, nie ma problemów z limitami na miejskich siłowniach. On również ma słuszną wagę: - 112 kilogramów... Ale nie lubię ćwiczyć, bo leniwy jestem - przyznaje. Za to bardzo lubi jazdę rowerem. - Aczkolwiek najdłuższy dystans, jaki ostatnio przebyłem to był z ulicy Kiełbaśniczej do "Literatki" w Rynku. Około 300 metrów. (fot. Ja Fryta from Strzegom/Wikipedia)
Jednak znany satyryk nawet tyle nie może pokonać na miejskich rowerach. Przynajmniej tak wynika z regulaminu - limit to 120 kilogramów.
- Czasami zdarzają się takie sytuacje, że wsiadają dwie osoby - tłumaczy powody zapisu Michał Dąbrowski z Nextbike'a i uspokaja - rowerowe ramy wytrzymują zdecydowanie więcej a i kontroli wagi nie będzie: - Nie będziemy ścigać, nie będziemy ważyć, to tylko taka informacja, że bierze na siebie odpowiedzialność za prawidłowe użytkowanie tego roweru - dodaje Dąbrowski.
A Stanisław Szelc z charakterystycznym dla siebie poczuciem humory podsumowuje: - Taki rodzaj rasizmu powiedziałbym. No... w czym ja jestem gorszy? To oczywiście z przymrużeniem oka. ja się nie czuję dyskryminowany. Wszyscy ludzie są równi... a niektórzy są równiejsi.