Zarzuty ws. śmierci 5-letniego Tymona
archiwum radioram.pl
Dwie osoby - kierownik budowy i jego zastępca - usłyszały zarzuty w sprawie śmierci 5-letniego Tymona, który wpadł do źle zabezpieczonej studzienki kanalizacyjnej w Brzegu. Chłopiec zmarł w ubiegłą sobotę, po 5 dniach walki o jego życie na intensywnej terapii we Wrocławiu.
Prokurator rejonowy Waldemar Chrząszcz powiedział nam, że zebrany do tej pory materiał dowodowy pozwala na postawienie zarzutu nieumyślnego narażenia na utratę zdrowia lub życia. Śledczy nadal badają kto jeszcze może opowiadać za zabezpieczenie terenu robót. Nie wykluczają kolejnych zarzutów. Na razie bezsporne jest - podkreśla prokurator - że kratka zabezpieczająca studzienkę miała średnicę o 3 centymetry mniejszą niż otwór. Stąd kiedy dziecko stanęło na nią, zadziała jak wahadło i chłopiec poleciał w dół. Dzisiejsza sekcja zwłok potwierdziła, że przyczyną zgonu było utonięcie.
5-letni chłopiec wpadł do studzienki kanalizacyjnej w Brzegu na Opolszczyźnie, podczas spaceru z babcią. Chłopca spod wody wyciągnął ojciec wezwany na ratunek. Dziecko było cały czas reanimowane, jednak jego serce zatrzymało się dwa razy. Lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu przez 5 dni utrzymywali dziecko w stanie śpiączki farmakologicznej i planowali jego stopniowe wybudzanie. Jego stan się gwałtownie pogorszył. Jak informowała nas rzeczniczka szpitala Monika Kowalska śmierć nastąpiła w wyniku niedotlenienia mózgu. Chłopiec zbyt długo przebywał pod wodą, mimo szybkiej reanimacji i wysiłków lekarzy nie udało się mu pomóc.
Ojciec dziecka nie miał wątpliwości, że studzienka była nieodpowiednio zabezpieczona i oznakowana.
- Tymon szedł koło babci po trawniku, stanął na kratkę, która miała zabezpieczać studzienkę. Trudno nazwać studzienkę zabezpieczoną, jeżeli kratka obraca jak się na nią nadepnie. Tymon jest ostrożnym dzieckiem. Gdyby studzienka była ogrodzona nie wpadłby do niej – mówił ojciec dziecka po wypadku.
Innego zdania była firma wykonująca prace. Wykonawca nie przyznał się do winy, ale deklarował pomoc rodzinie poszkodowanego dziecka.