Podsumowanie Nowych Horyzontów
Ponad 100 tysięcy widzów przewinęło się przez 11 dni przez 16. Festiwal T-Mobile Nowe Horyzonty. Największa impreza filmowa w Polsce po raz pierwszy skorzystała w tym roku z sali Narodowego Forum Muzyki. W pierwszy weekend można tam było obejrzeć operę wg Zagubionej autostrady Davida Lyncha, z librettem Elfriede Jelinek do muzyki Olgi Neuwirth. Kolejne wystawienie spektaklu w reżyserii Natalii Korczakowskiej we wrześniu na Warszawskiej jesieni. Ostatni weekend Nowych Horyzontów to opera na wielkim ekranie w NFM - sześciogodzinne River of Fundament Matthew Barneya. Zdecydowana większość festiwalowych projekcji miała miejsce w Kinie Nowe Horyzonty, z którego festiwalowa publiczność wychodziła dopiero późnym wieczorem, by spotkać się na koncertach i zabawach w klubie festiwalowym w Arsenale.
Za rok Nowe Horyzonty wyjątkowo od 3 do 13 sierpnia. To ze względu na World Games - organizowane w lipcu 2017 roku Światowe Igrzyska Sportowe, które organizuje Wrocław. Miasto i koncern telefoniczny pozostaną partnerami festiwalu w najbliższych latach.
Jedna z lepszych edycji Nowych Horyzontów. Zaznaczająca pewnie koniec ery. Trudno sobie wyobrazić co dalej, ale za rok spotkamy się znowu. Tyle że w sierpniu. W tym roku nie zdążyłem na dwa filmy, które być może dodam w przyszłości do tej listy z gwiazdką (jeśli wierzyć znajomym oraz ich poleceniom). Chodzi o Aquariusa i Ja Daniel Blake. Ostatecznie Moja Złota Dziesiątka wygląda tak
1. Sieranevada, reż. Cristi Puiu
Perfekcyjna konstrukcja, reżyser wyciągający z aktorów maksymalną naturalność, poruszający portret rodziny i społeczeństwa. Spojrzenia i na jednostkę i na zbiorowość, otwierające widza na całą gamę skojarzeń, analiz, porównań. Skromne arcydzieło.
2. Martwe wody, reż. Bruno Dumont
Ma Loute! We know what to do but we do not do! Isabelle! Glicynia! Okrzykom po „Martwych wodach" nie było końca. Bruno Dumont nadal idzie drogą Quinquina i jest to droga wspaniała, a przy okazji pełna mądrych znaków. Uchodźcy i krańce europejskiej kultury – jak trafnie ocenił Staszek Liguziński. Wszystko jest w tym posępnym krajobrazie zdeformowanych arystokratów i krwiożerczych zbieraczy omułków.
3. W pionie, reż. Alain Guiraudie
Najbardziej radykalna propozycja. Ktoś jeszcze idzie drogą Dumonta. Jeśli z całego festiwalu do historii przejdzie jedna scena, to będzie to ten łóżkowy gitarowy riff, z dzieckiem i eutanazją. Takich filmów się nie zapomina, takie filmy są objawieniami, nowymi horyzontami w pełni.
4. Służąca, reż. Park Chan-wook
Tu dla odmiany tak niegrzecznie, że aż grzecznie, czyli fiksacje podane klasycznie, w stylu czarnej komedii. Za to zmysłowo, jak rzadko kiedy się udaje. Najpiękniejsze sceny miłosne od czasu „Życia Adeli". Najlepszy film koreańskiego reżysera od czasu „Old Boya". Czysta kinowa przyjemność.
5. Nieznajoma dziewczyna, reż. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne
Były na tegorocznych Horyzontach prosto opowiedziane historie, którym czegoś zabrakło (dla mnie „Julieta" i „Klient"). Były też filmy, które niby nie oferują nic więcej, poza opowiedzianą poruszającą fabułą, ale aktorstwo, rytm i sposób są tak inne, że działają o wiele mocniej. Dla mnie takim poruszającym seansem, próbą kina społecznego niepokoju, był film braci Dardenne. Takich trzeźwiejących projekcji nam trzeba.
6. Limbs of Sun, reż. Krzysztof Skonieczny, Jacqueline Sobiszewski
Mój ulubiony z tegorocznych nagrodzonych. Twórca Hardkor Disko Krzysztof Skonieczny odebrał wraz z Jacqueline Sobiszewski jedną z nagród w konkursie Powiększenie, za teledysk Limbs of Sun zrealizowany w ramach projektu Audiowizje. To efekt podróży po Stanach Zjednoczonych, inspirowany fotografiami mistrzów idealny mariaż obrazu z dźwiękiem.
7. Wszystkie nieprzespane noce, reż. Michał Marczak
Gdyby to był teledysk, to jego twórcy nie byliby tak wrażliwi na słowa. Oczekiwany laureat Sundance imponuje przede wszystkim obrazami oraz ich połączeniem z muzyką, ale warto słuchać także tego, co i jak mówią jego bohaterowie. Smutny film o ludziach pełnych radości. Mają w sobie fajerwerki, ale nie mają na nie okazji. Tak pięknej Warszawy, tak dobrze zmontowanej historii, tak umiejętnie kleconej z codzienności filmowej poezji, nie można wiele zarzucić. Tym bardziej szkoda, że nie trzymała mnie w zachwycie dłużej, że zabrakło mi tego uścisku w finale i że nie udało się zrobić filmu z cyklu „Dwaj ludzie z sofą". Została „Rozmowa z człowiekiem z sofy".
8. Nauka, reż. Emi Buchwald
Proponuję dystrybutorowi „Wszystkich nieprzespanych nocy", by przed seansem puszczał jeszcze ten znakomity dokument. Co z nami robi szkoła? Co my robimy z dziećmi? Czy potrafimy jeszcze rozmawiać? Jaka nauka płynie z każdego spotkania? Czy zauważamy, co przeżywają ludzie koło nas? Doskonałe oko do społecznej obserwacji ma laureatka Konkursu Polskich filmów Krótkometrażowych.
9. Ederly, reż. Piotr Dumała
Bezcenna komedia od mistrza animacji. Piotr Dumała robił przez lata poważne filmy, a swoje poczucie humoru zostawiał bliskim, przyjaciołom, znajomym i współpracownikom. Teraz zrobił z niego użytek w scenariuszu, dialogach i kontakcie z aktorami na planie. Sam twierdzi, że tym filmem zdał prywatny egzamin na reżysera. Widzom przypomni o urokach prawdziwie eleganckiej farsy z wybitnych teatrów telewizji. A nowohoryzontowej publiczności da nadzieję na to, że w Polsce ktoś może robić takie absurdalne i niepokojące jednocześnie kino, jak Bruno Dumont. Bo jeśli już Dumałę musimy znowu szufladkować – jak nie Dostojewskim i Kafką to Borgesem i Gombrowiczem – to przyjmijmy, że gdyby Kafka pisał farsy teatralne, to właśnie takie. Ale nikt inny nie potrafiłby ich równie dobrze sfilmować.
10. Ze wszystkimi naszymi aparatami, reż Miguel Lopez Beraza
Film, który mnie przekonał. Po pierwszych ujęciach byłem zawiedziony. Po każdym następnym podziwiałem bardziej. Kadr po kadrze oglądamy historię bohatera i jego pasji. Spotkania z autorem i budowania przyjaźni. Opowiadania o samotności i codzienności. A jednocześnie jesteśmy świadkami pięknego poszukiwania sposobu na skonstruowanie opowieści. Aparaty to szkatułki.