Peter Cincotti pod skrzydłami Davida Fostera
Artystom udał się kompromis połączenia jazzu z popem i rockiem i nie brzmi to banalnie. Klasyka miesza się z nowoczesnością. Broni się głos Petera Cincottiego i jego kompozycje. Poza tym jest młody i przydałby mu się sukces na miarę Michaela Bublé. A David Foster może mu go zapewnić.
Od jakiegoś już czasu śledzę poczynania Davida Fostera, kanadyjskiego muzyka, producenta i aranżera. To on jest cichym bohaterem sukcesów wielu artystów. Pamiętacie „Un-Break My Heart” Toni Braxton? A niezapomniane „I Will Always Love You” w wykonaniu Whitney Houston? A „You’ll See” Madonny? To tylko niektóre przykłady jego talentu. David doskonale aranżuje. Jest zapraszany do współpracy przez największych. A byli już wśród nich: Barbra Streisand, Josh Groban, Diana Ross, John Lennon, Rod Stewart, George Harrison, Earth, Wind & Fire, Chaka Khan, Laura Pausini, Michael Jackson, Chicago, Richard Marx, Mariah Carey, Destiny's Child, Vanessa Williams i wielu innych. Od tych nazwisk rzeczywiście można dostać zawrotu głowy. Ostatnio także wespół z Humbero Gaticą produkował albumy Michaela Bublé. Można już dziś stwierdzić, że właściwie odkrył go dla świata. I zapewnił ogromny sukces.
Każdy, kto współpracuje z Davidem, podkreśla jego ogromny talent i wiarę w możliwości wykonawcy. To on dodaje artsytom skrzydeł. Odpowiednio motywuje. Sprawia, że ich głos brzmi w studiu możlwie najlepiej. Przez lata wyrobił sobie taką renomę i markę, że dziś sam często wybiera swoich podopiecznych. Myślę, że podobnie było z młodym, bo zaledwie 24-letnim Peterem Cincottim. Jego nowy album „East of Angel Town” właśnie ukazał się w Europie. Są tu ballady, za które tak kochamy Cincottiego, ale sporo także kompozycji dynamicznych, pełnych werwy i wigoru. Takiego go nie znałem. I nie żałuję, że pokazuje nam nowe oblicze, którego próżno szukać na poprzednich krążkach „Peter Cincotti” i „On The Moon”.
Już pierwszy utwór „Angel Town” wprowadza pewien niepokój i zdradza ciągotki artysty w kierunku pop-rocka, jednak brzmienie fortepianu co jakiś czas przypomina nam, że znajdzie się tu także miejsce na improwizację i odrobinę jazzowych zagrywek. Po tym mocnym otwarciu Peter śpiewa balladę „Goodbye Philadelphia”, która już cieszy się uznaniem słuchaczy, bo to singiel promujący wydawnictwo. W kolejnej kompozycji „Be Careful” artysta ostrzega przed zbyt bliskim kontaktem z pięknymi nieznajomymi i fantastycznie śpiewa w refrenie:
”You gotta be careful,
foolin’ with nature
‘cause pretty soon nature
will start foolin’ with you”
Słowa piosenek zawartych na „East of Angel Town” są w większości dziełem nagradzanego wielokrotnie tekściarza i poety Johna Bettisa. Cincotti podkreśla w wywiadzie, że o nikim innym nie chciał nawet myśleć. Od początku wiedział, że Bettis będzie dla niego pisał teksty i ceni niezwykle jego twórczość.
Trzeba również podkreślić, że Peter Cincotti skomponował wszystkie utwory na ten album. Jak mówi, liczy się dla niego piosenka z duszą, w której zawarta jest opowieść. Mniej wagi przywiązuje do swego głosu, czy samego fortepianu. Nie brakuje tu chwytliwych melodii, które jednak nie drażnią prostotą, a urzekają wielowątkowością i oryginalnością. Tak jest na przykład w „Make It Out Alive” z mocno zaznaczonym intrem fortepianu. „December Boys” to z kolei wątek filmowy z obrazu o tym samym tytule i tekstem traktującym o przemijaniu, i o tym, czego warto w życiu zaznać. „Broken Children” w niebanalny sposób opowiada o losach dzieci bogatych rodziców, które często pracują także w tzw. „branży rozrywkowej”. Oto próbka: „Za pieniądze tatusia kupione miejsce w pierwszej klasie samolotu, który leci donikąd…”.
Prawdziwą perełką wydawnictwa jest jednak moim zdaniem utwór „Witch’s Brew”, gdzie zgrabnie połączono klasykę z nowoczesnym brzmieniem. Peter w pewnym momencie zaczyna grać na klawesynie i wplata elementy imitacji tematów, znane z muzyki baroku. Brzmi to kapitalnie! Niemała to zapewne zasługa Jochema van der Saaga, który także jest współproducentem albumu i wspomaga zespół na syntezatorach. Pozostali muzycy radzą sobie znakomicie. Wspomnę choćby świetne wstawki saksofonu Scotta Kreitzera w „Cinderella Beautiful” i „Always Watching You”. Na basie gra Nathan East, a rytm nadaje Obed Calvaire. Dean Parks zgrabnie radzi sobie na gitarach. Czasem jest to natomiast Michael Landau. I taki skład będzie prawdopodobnie towarzyszył artyście na koncertach. Cincotti bardzo chwali zespół i twierdzi, że są jak jego nowa rodzina.
Pozostaje zatem czekać na sukces „East of Angel Town”, a wszystkich którzy wątpią w talent Petera Cincottiego, odsyłam na stronę internetową davidfoster.com, gdzie możecie posłuchać nagrań artystów, którzy swój sukces zawdzięczają temu niezwykłemu Kanadyjczykowi. Wystarczy zdać się na zainstalowany tam audio player. Bez przesady można powiedzieć, że Foster zapisze się na kartach historii muzyki rozrywkowej jako postać obdarzona wyczuciem i zmysłem estetycznym danym tylko nielicznym. A jeśli nie macie jeszcze prezentu świątecznego dla najbliższych, nowy album Petera Cincottiego wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Polecam zwłaszcza wrażliwym odbiorcom! A takich wśród naszych słuchaczy nie brakuje.