300 tysięcy pszczół zginęło, bo ktoś podpalił pasiekę
zdj. Ula Andryszczak
Radio RAM:- Kto zauważył płonące ule?
Władysław Andryszczak:- Sąsiad przyleciał i mówi, że pasieka się pali. Zrobił się szum. Mnie akurat nie było w niedzielę we Wrocławiu. Wiem, że przyjechała straż, pożar gasili też sąsiedzi. Pasieka jest w lesie, niedaleko naszego domu. Kiedy udało mi się dotrzeć na miejsce było już po wszystkim.
Jak to wyglądało?
Przerażający widok. Niektóre ule spalone całkowicie, inne nadpalone, a dookoła martwe pszczoły. Nie zapomnę tego widoku do końca życia. I ten zapach. Okropny zaduch. Musieliśmy szybko posprzątać.
Ile pszczół zginęło?
Około 300 tysięcy. Te, które przeżyły są w ogromnym szoku.
Szoku?
Tak, kręcą się bez celu, szukają bezpiecznego miejsca. Niektóre podlatują pod zwęglone ule i nagle padają. Tam unosi się jeszcze zapach benzyny. Dla pszczół to zabójcze. Płakać mi się chce, jak na to patrzę. Prowadzę pasiekę od 35 lat, prowadził mój ojciec, prowadzi też syn. Nigdy nie przeżyłem takiej sytuacji.
Czy wiadomo, co się stało?
Policja wyjaśnia sprawę, ja nie chcę nikogo oskarżać. Wiem jedynie, że ktoś wlał do środka benzynę lub rozpuszczalnik i podpalił. Policja tego nie potwierdziła, ale my wąchaliśmy ramki. Czuć, że użyto właśnie takich substancji. Zastanawiam się, dlaczego? Co komuś te pszczoły zrobiły? Jeśli ktoś, miał coś do mnie, mógł przyjść i dać mi w twarz, a nie zabijać bezbronne zwierzęta!
Co teraz?
Chciałbym odbudować pasiekę. Doszczętnie spłonęło 18 uli, 15 zostało poważnie uszkodzonych. Sąsiedzi bardzo pomagają, żeby uratować, to co się da. Rada Osiedla organizuje akcję w Parku Strachocińskim, będzie można kupić miody. Może się uda?