Zmarła aktorka filmowa i telewizyjna Alina Janowska. Miała 94 lata

Bartosz Tomczak | Utworzono: 13.11.2017, 17:52 | Zmodyfikowano: 13.11.2017, 17:52
A|A|A

fot. Wikipedia

Artystka urodziła się w Warszawie w 1923 roku w Warszawie. Wystąpiła w znanych filmach z lat 40: "Zakazane piosenki" i "Skarb". Później grała, między innymi, w serialach : "Wojna domowa", "Podróż za jeden uśmiech", "Czterdziestolatek", a ostatnio w "Złotopolskich" Podczas II Wojny Światowej Alina Janowska była aresztowana za współpracę z podziemiem i pomoc żydowskiej rodzinie. Wzięła też udział w powstaniu warszawskim. Była łączniczką dowództwa Batalionu „Kiliński”, pod pseudonimem „Alina”.

Alinę Janowską wspomina Wacław Sondej:

Mama Alina

Dzień, gdy poznałem osobiście Alinę Janowską, identyfikuję łatwo. To było 7 marca 1997 roku. Okoliczności były dramatyczne, bo w tym dniu zmarła Agnieszka Osiecka. Z redakcji otrzymałem zadanie nagrania wspomnieniowej rozmowy. We Wrocławiu trwał akurat Przegląd Piosenki Aktorskiej. Jury przewodniczyła Alina Janowska i to do Niej zadzwoniłem, z prośbą o smutny wywiad. Miałem dziennikarskie szczęście w nieszczęściu: obie panie były zaprzyjaźnione do tego stopnia, że Agnieszka Osiecka była matką chrzestną syna Aliny Janowskiej – Michała. Z umówieniem się na rozmowę nie było problemu, ale pojawił się warunek: „Kochany, najpierw pojedziesz ze mną na zakupy!”. Okazało się, że Pani Alina, podczas pobytów we Wrocławiu, korzystała z zabiegów w komorze kriogenicznej. Była z nich tak zadowolona, że chciała obdarować upominkami, w podzięce, personel medyczny. Ja miałem być zmotoryzowanym przewodnikiem po wrocławskich sklepach. 

Zapukałem do pokoju w Hotelu Wrocław i od razu zostałem otoczony troskliwością. „Zmarzłeś, kochany, zaraz jedziemy, ale musisz wypić gorącą herbat ę!”. Rzeczywiście, tamten marzec był chłodny. Nie było przebacz! Mama Alina egzekwowała posłuszeństwo bezwzględnie, ale ciepło. Rozgrzałem się i pojechaliśmy w miasto. Upominki zostały kupione, wróciliśmy do hotelu. Seans opiekuńczości w postaci osobiście przyrządzanej herbaty powtórzył się. Potem była wspaniała rozmowa przy mikrofonie. Marzenie każdego reportera: kilka minut soczystych wspomnień. Na antenę bez jednego cięcia. Samograj. Podziękowałem, zebrałem się do wyjścia, ale Mama Alina była czujna: „Kochany, chwileczkę, masz tu pomarańczę na drogę!”.

8 lat później, w styczniu roku 2005, w Operze Lwowskiej odbywał się benefis Wojciecha Dzieduszyckiego. Wśród aktorów występujących z tej okazji była i Alina Janowska. W przerwie spektaklu, w foyer Opery wpadliśmy na siebie. Mojego imienia z pewnością nie pamiętała, ale rozpoznała mnie natychmiast. Zresztą, po co imię, skoro wystarczyło: „kochany, choć zrobimy sobie zdjęcie!”. Ciepło, troskliwie. Mama Alina…

Wacław Sondej

REKLAMA