Błyskawiczny poród na skrzyżowaniu. Młoda wrocławianka nie zdążyła dojechać do szpitala
Fot: Elżbieta Osowicz
27-letnia Anna w środku nocy poczuła skurcze. Razem z mężem i teściem wyjechała do szpitala. Jednak na kilometr przed porodówką sytuacja była już na tyle poważna, że nie można było jechać dalej.
-Jechaliśmy do szpitala. Mówię do Pawła: Paweł ja już rodzę! Tato stanął na skrzyżowaniu, Paweł wybiegł i przy kolejnym skurczu mała już wyleciała.
Jak mówi teść Anny, mimo nocnej pory musiał zatrzymać się na czerwonym świetle i już nie mógł odjechać dalej, bo dziecko było w drodze:
- Stoję na światłach, widzę że 30 sekund jest do zmiany światła na zielone. A w tym momencie synowa mówi: ja rodzę! Otworzyła drzwi, obróciła się tak, żeby zrobić miejsce dla córci i dosłownie w parę sekund moja wnusia pojawiła się na tym świecie.
Położnik Mariusz Zimmer podkreśla, że nie powinno się czekać do ostatniej chwili i przy utrzymujących się skurczach pojawiających się co 10 minut, trzeba pojechać do szpitala. Profesor dodaje, że porody błyskawiczne - czyli tak zwane uliczne - trudno przewidzieć:
-Jeżeli poród idzie tak szybko, bezproblemowo, to naszą rolą jest nie przeszkadzać i uważać, by dziecko nie upadło na ziemię. Oczywiście dla każdego paramedyka to jest wielkie wyzwanie, więc bardzo gratuluję.
W tym wypadku wszystko poszło dobrze. Po kilku minutach na miejsce przyjechało pogotowie. Ratownicy przecięli pępowinę i zabrali matkę z noworodkiem do szpitala. Mała Marysia jest już w domu.