Kler *****
Pokazał to dojmująco Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, na którym o żadnym innym tytule nie dyskutowało się tak zawzięcie, długo i, co budujące, spokojnie. Uczestnikom debat udzielała się atmosfera samego filmu – wyrazistego, mocnego i przejmującego, ale i miłosiernego, sprawiedliwego oraz wrażliwego. Nie sprawdziły się dwie obawy, które podsycał montaż „atrakcji” z kinowego zwiastuna: nowe dzieło Wojciecha Smarzowskiego nie jest zbiorem gagów, a „Kler” nie jest filmem antyklerykalnym. Widz jest po nitce do kłębka prowadzony przez równoległe historie trzech kumpli od kieliszka. Ich spotkanie, otwierające film, przerodziło się, jak zapewne wiele poprzednich, w libację na plebanii. Proboszcz ze wsi, ksiądz z miasteczka i duchowny z metropolii. Trójpodział bohaterów pozwala nakreślić w tle społeczną panoramę, ale na tym zabiegu film opiera się nie tylko konstrukcyjnie. Widz zobaczy, jaką cenę, kto zapłaci i dlaczego. Bohater Roberta Więckiewicza zmaga się z alkoholizmem, jak w „Pod Mocnym Aniołem”, ale to niejedyne nawiązanie do poprzednich filmów reżysera. W jednej z najbardziej dramatycznych scen z Arkadiuszem Jakubikiem kompozycja kadru przywodzi na myśl skojarzenie z „Wołyniem”. Oba zabiegi mogą być dla widza wskazówką, dotyczącą nowych bohaterów, w których wcielili się popularni aktorzy. Szczególnie atrakcyjnie wypada kreacja Jacka Braciaka, księdza pławiącego się w luksusach i planującego karierę na wyższym szczeblu, w Watykanie. Warto też porównać, czy Janusz Gajos, w roli arcybiskupa, sięga po inny wachlarz środków niż w swoich kreacjach dygnitarzy z odmiennych hierarchii.
Długa jest lista pokazanych na ekranie, a wykonanych przez duchownych grzechów, wykroczeń, przestępstw, zachowań niemoralnych i sprzecznych z wiarą. Żadne z nich nie jest zaskakujące, o każdym z nich można było już wiele razy chociażby przeczytać. Nie jest to słabością „Kleru”, bo Wojciech Smarzowski nie uprawia publicystyki. Jest to siłą „Kleru”, bo autor chciał wstrząsnąć nie Kościołem, czy jego wiernymi, ale każdym kinomanem. Bo każdy człowiek, jako uczestnik społeczeństwa, jest w pewnym stopniu odpowiedzialny za funkcjonowanie każdego systemu, który czyni jednostki bezbronnymi i bezradnymi. By to udowodnić, Smarzowski otacza księży nie tylko kochankami, gosposiami, siostrami zakonnymi i ministrantami, ale także lekarzami, dyrektorami, biznesmenami, dziennikarzami, inżynierami. W jednym z sensacyjnych wątków dobitnie zostaje pokazane, że każdy ma swoją cenę – nawet najwięksi idealiści. Zastanówcie się, co zrobilibyście na miejscu bohaterki granej przez Katarzynę Herman, która zostaje poddana iście biblijnemu testowi wiary. Smarzowski nie tylko epizodycznych i drugoplanowych bohaterów traktuje po chrześcijańsku. Przede wszystkim buduje pogłębiony portret swoich trzech głównych bohaterów. Jeśli gdzieś błądzi, to w niepotrzebnych powtórkach, momentami zbyt propagandowym montażu i w nie do końca udanym wprowadzeniu głosu ofiar. Wystarczająco mocno i zrozumiale wybrzmiewała ich rola i miejsce w samej fabularnej opowieści, wracanie do wykupionego przez arcybiskupa filmiku z ich udziałem było moim zdaniem niepotrzebne. Szczególnie, że, bliżej finału, jaśniejszy staje się sens całej drogi, którą przebywa widz, śledzący perypetie poszczególnych bohaterów. „Kler”to anatomia braku przemian wewnątrz i na zewnątrz Kościoła.
POSŁUCHAJ, CO MÓWILI W GDYNI TWÓRCY FILMU „KLER”:
Wojciech Smarzowski – dlaczego zrobił ten film:
Wojciech Rzechak, współscenarzysta, o dokumentacji wykonanej przy okazji pisania scenariusza:
Aktorzy, dlaczego zagrali w „Klerze” –
Jacek Braciak:
Arkadiusz Jakubik:
Robert Więckiewicz:
Wojciech Smarzowski o fragmentach – skąd wzięły się wyznania ofiar, wykorzystane w filmie i jak było z finansowaniem produkcji:
Wojciech Smarzowski był też pytany w Gdyni o to, czy środowisko filmowe, wspierając „Kler”, nie dopuszcza się hipokryzji, po wcześniejszym występowaniu w obronie Romana Polańskiego:
Mikołaj Trzaska o tym, że współpraca była jak zwykle odmienna od poprzednich: