Będzie analiza działań strażaków po tragicznym pożarze przy ulicy Kleczkowskiej
Fot: zdjęcie ilustracyjne/ Wrocławskie Ratownictwo
Niestety, bilans jest tragiczny. To 4 ofiary śmiertelne i jedna osoba ranna. Straż pożarna otrzymała zgłoszenie o pożarze w sobotę nad ranem. Ewakuowano mieszkańców. Osoby, które znajdowały się w mieszkaniu, gdzie wybuchł pożar, mimo reanimacji zmarły. Ofiary to trzej mężczyźni i kobieta.
W nocy w mieszkaniu przy ul Kleczkowskiej w wyniku pożaru zginęły cztery osoby. Jedna jest ranna. Dzięki szybkiej reakcji 5 zastępów straży pożarnej ogień nie wyszedł poza dwupokojowe mieszkanie. Pozostali mieszkańcy kamienicy po zakończeniu akcji mogli wrócić do swoich domów.
— bpUMW (@BiuroPrasoweUMW) 26 stycznia 2019
Na miejscu pracowała także prokuratura i policja. Budynek – według wstępnych badań – nie został naruszony. Na razie przyczyna pożaru nie jest znana. Bardzo dziękujemy służbom za błyskawiczną akcję. #Wroclaw
— bpUMW (@BiuroPrasoweUMW) 26 stycznia 2019
Tymczasem według Gazety Wrocławskiej, już dwie godziny przed tragicznym pożarem, na miejscu była straż pożarna. Nie stwierdziła jednak zagrożenia i odjechała. Dziennikarze dotarli do kobiety, która poprosiła wcześniej o interwencję. - Już w pół do pierwszej w całym budynku śmierdziało dymem. Wietrzyłam mieszkanie, ale to nie pomagało. Wreszcie wezwałam straż. Powiedzieli, że możemy spać spokojnie. Dwie godziny później czterej sąsiedzi już nie żyli - mówi Beata Jastrowicz, mieszkanka kamienicy. Straż potwierdza, że interweniowała w budynku przy Kleczkowskiej już około 1.30. - Sprawdzone zostały mieszkanie kobiety i klatka schodowa. Strażacy odjechali, bo mierniki nie wskazywały na to, że jest jakiekolwiek zagrożenie. Teraz analizowane będą wszystkie podjęte działania, ale w naszej ocenie oba zdarzenia - pierwsza interwencja i późniejszy pożar - nie mają ze sobą związku - wyjaśnia w rozmowie z radioram.pl st. kpt. Daniel Mucha z Komendy Wojewódzkiej PSP we Wrocławiu. Tragedią przy ulicy Kleczkowskiej zajmuje się prokuratura.