Wyrzuciłem się z Naszej Klasy (wspomnienie użytkownika)
(Fot. Marek Zoellner / Polskie Radio Wrocław)
Zaczęło się zupełnie niewinnie. Ot, miałem napisać jakiś tekst o Naszej Klasie i żeby poznać tę dopiero wykluwającą się, nieprzeczuwającą sukcesu materię, musiałem się zalogować. Potem poszło już samo i do pierwszej setki skaptowanych znajomych było naprawdę ostro. Wchodziłem na ten portal kilkadziesiąt razy dziennie. Odpisywałem na maile, szukałem i znajdowałem znajomych, zaniedbując obowiązki. Nasza Klasa pożarła mnie i wciągnęła bez reszty. Stałem się kolejnym klinem w istniejącej w polskim społeczeństwie luce. Chciałem taplać się w sentymentalnych pogaduszkach i jeszcze raz na chwilkę przeżyć najbardziej beztroskie lata. Jeszcze raz odcisnąć swój ślad.
Nasza Klasa stała się herbatnikiem, który macza w czaju bohater "W poszukiwaniu straconego czasu". Wehikułem czasu, zasługującym na jakąś nową, internetową Nagrodę Nobla. Tym razem wielu pytało, czy warto być w Naszej Klasie. Fanatycy portalu dzielili się swoimi doświadczeniami, sceptycy mrużyli oczy w grymasie. A przy mojej ławce robiło się coraz ciaśniej.
Najwięcej emocji sprawiło przedszkole. Koleżanka, którą ostatni raz widziałem prawie trzydzieści lat temu, otworzyła szeroko oczy, kiedy okazało się, że była moją "pierwszą miłością". Kolega, z którym w wieku pięciu lat bawiłem się w czterech pancernych, o mało nie uszkodził myszki, gdy opisałem wszystko dokładnie tak, jak sam pamięta. Serce biło też szybciej, kiedy u pozornie obcych ludzi odkrywałem swoich przyjaciół. Świat się kurczył każdego dnia i wszystko było w zasięgu ręki. Nawet na spotkaniu z ludźmi ze szkoły średniej piło się jak dawniej - masa wzruszeń i sympatycznych rozmów, a co ważniejsze wszyscy byli równi i nikt nie pamiętał o dawnych urazach.
A później jakoś mi nagle przeszło. Tak samo szybko, jak się zaczęło. Przestałem ścigać się z tymi, którzy walczą o jak największą liczbę znajomków. Odechciało mi się dzielić z obcymi ludźmi wspomnieniami z wakacji, przestałem wrzucać zdjęcia i wpisywać komentarze. Okazało się, że największy kontakt mam z tymi, z którymi mam go od dawna i nic tego nie zmieni. Nie stało się nic wielkiego. Nie zmieniły mnie ani niepokojące doniesienia "Gazety Wyborczej", ani bezustannie wyświetlający się komunikat o przeciążonym serwerze - częsty gość w Naszej Klasie. Po prostu zjadłem do końca ciastko, dopiłem herbatkę, zabrałem manatki i poszedłem. Nikt mi przecież pały ze sprawowania już nie może postawić. Bez urazy...
Czytaj także:
- tekst Łukasza Medekszy "Komu przeszkadza Nasza Klasa?"
- nasz raport specjalny "Dokąd zmierza Nasza-Klasa.pl?"