Jesteśmy na tropie bohaterów filmu o Wrocławiu z 1939 r.!

Radio RAM, Marek Zoellner | Utworzono: 21.01.2008, 18:02 | Zmodyfikowano: 21.01.2008, 18:41
A|A|A

(Kadr z filmu)

Na początku stycznia opublikowaliśmy niezwykły, ośmiominutowy, amatorski film, na którym widać Wrocław w 1939 r. Materiał jest pierwszorzędnej jakości - niewiele ustępuje współczesnym produkcjom wideo.

Film pokazuje scenki ze służbowego i prywatnego życia jakiegoś wysokiego rangą oficera Wehrmachtu oraz młodego chłopaka - zapewne syna głównego bohatera. Z materiału wynika jedynie, że ów chłopak miał na imię "Poldi" (prawdopodobnie zdrobnienie od Leopold), obaj bohaterowie zapewne mieszkali na Krzykach, przy Eichendorffstrasse (dzisiejsza Sokola), a sam Poldi chodził do szkoły im. Horsta Wessela w okolicy dzisiejszej ul. Kruczej.

Poszliśmy tropem tego materiału. Piotr Herba, autor znakomitej strony o Wrocławiu i o Dolnym Śląsku, zaproponował hipotezę, że głównym bohaterem filmu jest nie kto inny, a sam Rudolf Graf von Schmettow, pod koniec lat 30. wojskowy komendant Wrocławia.

Także dr hab. Krzysztof Ruchniewicz z Instytutu Historii Uniwersytetu Wrocławskiego nie wykluczał w rozmowie z nami, że bohaterem materiału może być von Schmettow. Acz zaznaczył, że mówi to "w tonie przypuszczającym". (Notabene, nasza rozmowa z Krzysztofem Ruchniewiczem ukazała się niedawno po niemiecku, na portalu poświęconym Wrocławiowi).

W ostatnich dniach udało nam się nawiązać kontakt z przedstawicielami rodu von Schmettowów w Niemczech. Dotarliśmy do jednej z wnuczek Rudolfa Grafa von Schmettowa. W mejlu do nas napisała jednoznacznie: "To nie on jest głównym bohaterem filmu. Ale rozpoznałam go w grupie osób oglądających coś na granicy" [w filmie jest sekwencja, gdy grupa oficerów dokonuje inspekcji na granicy - red.].

Od innego przedstawiciela rodu dowiedzieliśmy się, że Rudolf Graf von Schmettow - owszem - miał syna, który był dziewiętnastolatkiem w chwili wybuchu wojny (i zginął w 1941 r.). Ale miał na imię Maximilian, a nie Leopold.

Dostaliśmy też mejl od innej bliskiej krewnej Rudolfa Grafa von Schmettowa. Dorzuciła kilka interesujących szczegółów biograficznych na temat tego oficera. Dzięki temu wiemy już, że urodził się on w 1891 r., zmarł w 1970 r. Miał troje dzieci - oprócz wspomnianego syna, także dwie córki, z których jedna wciąż żyje w północnych Niemczech. Walczył w I wojnie światowej, na terenie Francji, Polski, Węgier i Rosji. Za zasługi wojenne dostał Krzyż Żelazny I klasy. Pod koniec wojny osiadł we Wrocławiu. W latach 30. służył w dowództwie 2. Dywizji Kawalerii we Wrocławiu, potem był krótko w Brzegu i Berlinie. Od 1937 r. komendant Wrocławia. W 1939 r. brał udział w inwazji na Polskę. Od 1940 r. był dowódcą wojsk niemieckich na Wyspach Normandzkich. Dobrze zapisał się w pamięci tamtejszych mieszkańców, dzięki czemu został nawet uwieczniony w pewnej brytyjskiej sztuce teatralnej. W latach 1945-47 był w niewoli amerykańskiej.

Jeśli jednak to nie Rudolf Graf von Schmettow jest bohaterem filmu, to kogo tam widzimy?

Tu w sukurs przyszedł nam Paweł Kukurowski, student V roku historii na Uniwersytecie Wrocławskim, który hobbystycznie - jak sam o sobie pisze - interesuje się historią Wrocławia i Śląska oraz dziejami wojskowości. Opierając się na niemieckich książkach adresowych ustalił, że Rudolf Graf von Schmettow nie mieszkał przy Eichendorffstrasse - jest to więc kolejny argument przeciwko hipotezie wysuniętej przez Piotra Herbę. Kukurowski znalazł za to nazwiska dwóch innych wysokich rangą oficerów, którzy mieszkali przy tej ulicy na przełomie lat 30. i 40. Pierwszy z nich to generał major Hans Leykauf. Jednak Kukurowski zaznacza, że bohater filmu nie ma insygniów generalskich, więc prawdopodobnie nie jest nim Leykauf. Drugi oficer z Eichendorffstrasse to Otto von Knobelsdorf. W 1939 r. wymieniony jako major, rok później jako podpułkownik.

Czy zatem bohaterem filmu o Wrocławiu z 1939 r. może być major Otto von Knobelsdorf wraz z synem?

Przypomnijmy, że film został po raz pierwszy opublikowany przez niemieckiego historyka i dokumentalistę Karla Hoeffkesa. Później trafił do serwisu YouTube, gdzie go znaleźliśmy.

REKLAMA