El. MŚ koszykarzy: trzecia porażka Polski, grał Aleksander Dziewa
fot. PZKosz
Polacy rozpoczęli piątką z dwoma doświadczonymi zawodnikami, których zabrakło w meczach listopadowych, Michałem Michalakiem i Michałem Sokołowskim oraz Marcelem Ponitką, Aleksandrem Dziewą i Aleksandrem Balcerowskim. Pierwsza kwarta była bardzo wyrównana, choć podopieczni trenera Milicica mieli problemy z grą w obronie. Szkoleniowiec szybko dokonywał wielu zmian, ale nie zaburzało to rytmu gry. Był remis 9:9 i 12:12, a po 10 minutach gospodarze prowadzili minimalnie 15:14.
Kolejna część była najsłabszym fragmentem w defensywie w wykonaniu biało-czerwonych, choć jeszcze pierwsze pięć minut nie zwiastowało takiej katastrofy. Polacy grali zbyt indywidualnie w ofensywie, ale rzuty z dystansu Sokołowskiego i Jarosława Zyskowskiego sprawiły, że w 15. minucie Polska przegrywała tylko 25:26. Rywale znakomicie jednak znajdowali wolne pozycje i trafiali zarówno za trzy punkty, jak i spod kosza. Estonia prowadziła 43:33 i 47:36 po 20 minutach.
W drugiej połowie Polacy walczyli ambitnie, choć początek trzeciej kwarty był dla nich niepomyślny - przegrywali 38:52 i 40:54. W końcu za trzy punkty zaczął trafiać Jakub Garbacz, najlepszy zawodnik ubiegłorocznych finałów oraz zakończonego kilka dni temu Pucharu Polski. Po jego rzucie Estonia prowadziła w 29. minucie tylko 58:54.
Problemem podopiecznych trenera Milicica była walka pod tablicami - w całym meczu Estończycy mieli 46 zbiórek, a Polacy 28. Biało-czerwoni, gdy tylko zmniejszali przewagę rywali do kilku punktów, tracili zbyt łatwo piłkę lub oddawali nieprzemyślany rzut.
Waleczny w defensywie Ponitka i akcje w ataku Zyskowskiego oraz Sokołowskiego pozwoliły Polakom na doprowadzenie do remisu 69:69 ma 93 sekundy przed końcem czwartej kwarty. Biało-czerwoni mieli problemy z faulami, a rywale znakomicie wykonywali wolne - trafili aż 15 z 18 przyznanych im przez arbitrów rzutów.
Kolejny remis 71:71 pojawił się na tablicy po podaniu Sokołowskiego do Balcerowskiego na 29 sekund przed końcem. Estończycy przeprowadzili jednak dobrą akcję, a znakomita asysta Marta Rosenthala do Siim-Sandera Vene dała gospodarzom prowadzenie 73:71 na 6,8 sekundy.
Trener Milicic wziął czas, ale po ustawionej akcji tym razem Garbacz nie trafił zza linii 6,75 m. W zamieszaniu pod koszem piłka wyszła na aut, a sędziowie po sprawdzeniu akcji na wideo wskazali na posiadanie Estończyków. Ci w niespełna sekundę potrafili jeszcze zdobyć punkty.
W meczu wystąpił też zawodnik Śląska Wrocław, Aleksander Dziewa, który zanotował jedną zbiórkę.
W poniedziałek w Lublinie Polska podejmie Estonię w 4. kolejce i musi wygrać, by pozostać w grze o awans do kolejnej fazy eliminacji mistrzostw świata.