36 tys. zł dostanie właściciel klaczy, które cztery lata temu zostały brutalnie zgwałcone przez obcego, narowistego ogiera. "Z jednej z nich aż lała się krew. Ja sam zostałem poturbowany przez tego konia" - wspomina Ryszard Terlega, który po tamtym wstrząsającym wydarzeniu zlikwidował swoją hodowlę.
Ryszard Terlega miał stadninę w Kowarach. Hodował kilkanaście koni. Pewnego dnia prowadził dwie klacze - Cnotę i Katanię - do pokrycia w innej stadninie. Po drodze zostały znienacka zaatakowane i zgwałcone przez ogromnego ogiera, który pracował w pobliskim lesie. Sam hodowca - kopnięty przez konia w kręgosłup - do dziś ma kłopoty ze zdrowiem.
Posłuchaj jak Ryszard Terlega wspomina tamten feralny dzień i jego następstwa (materiał Polskiego Radia Wrocław):
Zarówno klacze, jak i hodowca przeszli długie leczenie. Wrocławski sąd nie miał wątpliwości, że Ryszardowi Terledze należy się 36 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia. Uzasadniając wyrok, sędzia Jan Gibiec stwierdził, że właściciel agresywnego konia nie zabezpieczył go odpowiednio i musi za to zapłacić: