Tak było 26 lat temu... Wasze wspomnienia z powodzi tysiąclecia we Wrocławiu
fot. Centrum Historii Zajezdnia
To była sobota - woda zalewała Siechnice, Radwanice, a potem wdzierała się do Wrocławia. Dokładnie 26 lat temu wielka fala dotarła do Wrocławia. Zalana została znaczna część miasta, a najmocniej ucierpiał Kozanów.
W audycji Dzień Dobry we Wrocławiu wróciliśmy wspomnieniami do 12 lipca 1997 roku. Słuchaczki i słuchacze Radia RAM dzielili się historiami, gdzie zastała ich powódz i jakie pozostawiła emocje:
W piątek po 22 wracałam z pracy i bałam się, czy dojadę do domu. Jak nie dojadę to gdzie mam spać? Woda przyszła na następny dzień, słynny Kazanów - Agnieszka
26 lat temu przyjechałem z Warszawy, gdzie studiowałem i pracowałem, do rodzinnego Wrocławia na weekend. Rodzice mieszkali wtedy na Kozanowie, na "bezpiecznym" jak się okazało 4. piętrze. To był weekend pełen atrakcji takich jak pływanie pontonem po Parku Zachodnim, wyglądającym z poziomu wody trochę jak amazońska dżungla, i cumowanie nim do amfibi po chleb i wodę dla całego bloku. Z Wrocławia wydostałem się w poniedziałek wieczorem; pociąg jechał jakąś dziwną, okrężną trasą, opłotkami. Trochę bałem się co powiedzą w pracy na moją nieusprawiedliwioną nieobecność - bo nawet nie miałem ich jak zawiadomić. Ale wiedzieli, że pojechałem do Wrocławia i oczywiście byli domyślni. Nawet nie przyjęli wniosku o urlop, dostałem extra dzień wolny. Rodzice chyba jeszcze z tydzień żyli bez prądu, gazu i bieżącej wody... - Jerzy
W 1997 mieszkałam w wynajętym mieszkaniu na Popowicach. Kiedy w radiu usłyszałam, że wielka woda zagraża bibliotece uniwersyteckiej na Szajnochy, postanowiłam ruszyć z pomocą. Wyszłam z bloku i zobaczyłam, jak na Popowickiej ludzie budują wały z worków z piaskiem. Odwaga czmychnęła. Zostałam na miejscu. Pomagałam przy wałach.... To była sobota po południu. W niedzielę o świcie obudził mnie dziwny szum. To była woda... Mój blok został zalany. Przez wiele dni żywiłam się wyłącznie zupami z proszku.
Pamiętam ten strach, a później ten smród w całym mieście... - Agnieszka
Jedni uciekali, inni przenosili się do noclegowni, ale byli też tacy, którzy uparcie opierali sie powodzi:
Babcia postanowiła zostać w domu na Skwerowej na parterze oświadczając: nie martwcie się, na stół wejdę… - Dorota
Wielu z Was nie było wówczas we Wrocławiu, niektórych nawet na świecie, gdy przypłyneła woda. Jedni na wakacjach, inni w drodze do domu dowiadywali się, jak wygląda sytuacja w ich mieście:
Miałem wtedy 15 lat i wakacje. W czasie powodzi byłem po za Wrocławiem. Wróciłem już "po" - byłem w ciężkim szoku widząc góry śmieci między pasami drogowymi na trawniku na Brucknera. Tego się nie da "odzobaczyć". Wyglądało to jak ruiny po wojnie. Mój dom rodzinny nie ucierpiał bo mieszkałem na Kolbuszowskiej, boczna Kruczej, obok górki PAFAWAG, na której było mnóstwo samochodów, które ludzie zaparkowali w obawie czy nie dotrze tu fala - Paweł
Jak była wielka woda, byłem z moją ówczesną dziewczyną na wakacjach, stopem w Chorwacji. Kontakt był utrudniony, bo wiadomo, nie miałem telefonu. Wracamy stopem jesteśmy w Niemczech. Pan pyta skąd jesteśmy i gdzie jedziemy? My, że Polacy i wracamy do Wrocławia. On na to żebyśmy nie wracali do Polski, bo jest cała pod wodą, widział w TV. Byliśmy zdziwieni, co za bzdury opowiada. On na to że nam pomoże jak coś, żebyśmy nie jechali do Polski. Wróciliśmy ....już było po pierwszej fali. Ale każdy kierowca który nas wiózł, chciał nam pomagać - Kuba
Ci, którzy byli na miejscu, nieśli pomoc, jak tylko mogli. Trudny czas pozostawił w nas mimo wszystko także pozytywne wspomnienia - ludzi, którzy solidarnie pracowali ramię w ramię:
Ja nie byłam we Wrocławiu, ale miałam tu rodzinę i słyszałam w opowieściach o latających helikopterach i workach. Wtedy miałam pierwsza pracę w Urzędzie Miasta w moim rodzinnym mieście i bardzo zaangażowałam się w organizowanie pomocy dla powodzian. Cały czas śledziłam telewizję. Co pamiętam - wielkie zaangażowanie wszystkich w pomoc - Dorota
My mieszkaliśmy na Muchoborze Małym, który pozostał suchy. Moja mama organizowała pomoc dla powodzian w mojej podstawówce. Szkoła zamieniła się w punkt zbierania potrzebnych rzeczy i noclegownię. Pamiętam jak parę dni przed falą kulminacyjną byłam w zoo, woda praktycznie szorowała pod Mostem Grunwaldzkim, a na klombach w zoo pan sadził spokojnie kwiatki - dość nas to zdziwiło. Moja babcia utknęła na zalanym Placu Kościuszki, a z zalanego Empiku, który był na parterze jej kamienicy, wypływały kasety i płyty CD. Niektóre dało się uruchomić po sprzątaniu okolicy. Miałam wtedy 17 lat - Natalia
W lipcu 1997 byłem w Niemczech w pracy wakacyjnej. Gdy zobaczyłem w telewizji co się dzieje, przyjechałem ostatnim autobusem, który został puszczony przez mosty na Nysie i dojechałem do Wrocławia pomiędzy pierwszą a drugą falą. Widok zalanych zniszczonych budynków i ulic oraz umęczonych ludzi rozdzierał serce, ale wtedy naprawdę poczułem, że to moje miasto. Walczyliśmy na wałach na Karłowicach i Popowicach, rozdzielaliśmy pomoc, a rok później pojechaliśmy na pomoc Kotlinie Kłodzkiej, gdy ucierpiała Szczytna i wiele miejscowości w okolicy.
To był prawdziwy test solidarności i zaradności.
Do dziś wzrusza - Łukasz
Czas niepewności. Nieprawdopodobny, lecz prawdziwy krajobraz zalanego miasta. Poruszające chwile, gdy najważniejszy był drugi człowiek. Ale także dzień zdania egzaminu na prawo jazdy:
Dzień przed dotarciem fali do Wrocławia zdawałem egazmin na prawo jazdy. Wszyscy przed egazminem szkolili się w obrębie Ziębickiej, Orzechowej, Brochowa. Egazminator po zdaniu placu stwierdził, że skoro jestem ostatni, pojedziemy zobaczyć stan Odry - i [ojechaliśmy przez Borowską, Dominikanskim przez plac Grunwaldzki (wtedy nie rondo) na Most Grunwaldzki zobaczyć rzekę... Fala narastała... Ale cóż egzamin zdany za pierwszym razem - Marek
A jak Wy zapamiętaliście 12 lipca 1997?