Sił nam brak, żeby szczerze powiedzieć... jak świetny koncert dał Dawid Podsiadło!
Okrągła, obrotowa scena przypominająca statek kosmiczny i ogromne telebimy ze zbliżeniami artysty i jego bandu dawały poczucie obcowania ze złotym młodzieńcem polskiego popu niemal oko w oko. Podsiadło, swoim szczerym i prostolinijnym byciem na scenie szybko kupił publikę, która zdzierała gardła na największych przebojach artysty.
Machina koncertowa ruszyła od pierwszego taktu - i gdy wydało się, że oszłamiające show już niczym widzów nie zaskoczy, producenci mówili - to teraz patrzciem, co mamy jeszcze w kapeluszu. Oprócz dobrych wizualizacji wyświetlanych na zakrzywionym ekranie, były dymy, buchające w niebo słupy ognia, konfetti i fajerwerki. No i goście specjalni. Kilkadziesiąt tysięcy gardeł wyśpiewało - w tercecie z Dawidem Podsiadło i Edytą Bartosiewicz - "Jenny" oraz "Grandę" - tu we współpracy z Brodką. Ani na moment nie siadła daramturgia spektaklu - szalone, głośne aranże poprzetykane były nastrojowymi balladami - choćby "I ciebie też, bardzo", wygranym przez Dawida Podsiało na dwóch pianinach czy "Mori" z towarzyszeniem przystrojnej w białe mundury orkiesty dętej, która wyłoniła się nagle, jakby z zaświatów.
Było monumentalnie i wielkomiasteczkowo - Wrocław odpłynął, bo fal nie brakowało.