Zetka z aparatem. „Angażuję trzysta procent siebie"

fot. Justyna Woźnica/ Radio RAM
Justyna Woźnica ma 24 lata i fotografuje niemal ćwierć wieku – zaczęła już jako dziecko. Od kilku lat przede wszystkim stoi w fosie, przed sceną. Uchwyciła wielu artystów znanych także z anteny Radia RAM. Co widzą fotografowie koncertowi? I co potem wychodzi na zdjęciach? To również ją zainteresowało – przeprowadziła badania i opisała różnice pokoleniowe. Ale zanim porozmawialiśmy z Justyną, na dobry początek – inna perspektywa. Michał Kazulo przepytał Chrisa Niedenthala, legendarnego fotografa, jednego z najwybitniejszych europejskich fotoreporterów.
POSŁUCHAJ: Chris Niedenthal: Właściwy moment. Pół wieku z aparatem
Chris Niedenthal.
Justyna: Ma swoją stylistykę, a jego zdjęcia są bardzo wyczekane – nie ma w nich chybionych strzałów. Moją ciekawość przykuły ujęcia życia codziennego, które uważam za najciekawszą kategorię w fotografii. Prozaiczne sytuacje – ktoś idzie chodnikiem, obiera jabłko – mogą wydawać się zupełnie zwyczajne, nieistotne, jakby nic się nie działo. A jednak dla mnie to właśnie proste kadry są najpiękniejsze. Przedstawiają naszą codzienność w sposób, który ma w sobie coś totalnie magicznego.
Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z fotografią?
Nie było żadnego konkretnego momentu. Już jako dziecko podkradałam rodzicom aparat i fotografowałam wszystko oraz wszystkich. Od najmłodszych lat aparat sam pchał mi się do rąk. Potem jednak na niego trochę się poobrażałam.
A dlaczego?
Jakieś takie wypalenie. Czasami uważałam, że to chyba nie dla mnie. Nic z tego nie będzie...
Czy masz jakiś plan działania podczas koncertu? Fotografowie zazwyczaj mają mało czasu na zrobienie zdjęć.
Gdy wchodzę do fosy, zaczyna się żywioł. Działam intuicyjnie – robię to, co czuję, co przyjdzie mi do głowy. Nie mam żadnej strategii. Trzy piosenki to naprawdę niewiele, a czasem są to tylko dwie. Bywa, że pojawia się panika, bo warunki potrafią być bardzo trudne.
Najtrudniejsze warunki?
Trudniej fotografuje się mniejsze koncerty, w kameralnych salach, gdzie oświetlenie nie jest wystarczająco dobre. Kiedy oświetleniowiec włączy czerwone światło i jest to jedyne dostępne na scenie, robi się masakra.
Czym się kierujesz w fotografii koncertowej?
Zauważyłam, że najlepsze zdjęcia, w mojej ocenie, wychodzą mi wtedy, kiedy mam największą fascynację artystą, którego fotografuję. Bardzo często jest tak, że siedzę w domu, słucham muzyki i wtedy myślę: "O, fajnie byłoby. Podoba mi się ta płyta. Sfotografowałabym tę osobę". Potem kombinuję, co zrobić, żeby znaleźć się w tamtym miejscu. I kiedy już się tam znajduję, to angażuję trzysta procent siebie. Jestem emocjonalnie i fizycznie zaangażowana w to, co robię, co przynosi mi najpiękniejsze efekty i najlepsze kadry.
Profesjonalny aparat jest konieczny? Czy telefon też daje radę i można zrobić nim fajne zdjęcie?
Myślę, że to zależy od potrzeb. Telefon towarzyszy mi codziennie. Fotografuję nim psa, przyjaciół, rodzinę – wszystko, co mi wpadnie w oko. Zobaczę kota w oknie, to też muszę zrobić zdjęcie. Telefon jest dla mnie mniej zobowiązujący, ale jak najbardziej daje radę. A kiedy biorę do rąk aparat, czuję już odpowiedzialność.
Kogo chciałabyś najbardziej na świecie sfotografować?
Dawida Podsiadło. To jest moje marzenie. I wierzę w to, że skoro teraz to mówię, to znowu los podeślę mi znaki i to faktycznie się spełni.
Kto jest twoją inspiracją?
Nie inspiruję się nikim konkretnym i nie jestem w stanie wskazać ulubionego fotografa. Chyba że mówimy o skali światowej. To Annie Leibovitz była osobą, która bardzo mnie inspirowała.
Justyna Woźnica jest autorką "Analizy fotografii koncertowej w kontekście przynależności pokoleniowej". Praca dyplomowa powstała na Uniwersytecie SWPS we Wrocławiu. W studiu Radia RAM pojawił się też Tomek Wołodźko, nasz redakcyjny kolega z Karkonoskiej 10, konkretnie z Radia Wrocław, w niedzielny poranek w roli wykładowcy i promotora. Skąd się wziął pomysł na to, żeby przeanalizować zdjęcia koncertowe różnych pokoleń? Okazuje się, że z frustracji.