Muzyka łagodzi obyczaje -„Belvedere” Beady Belle
„Belvedere” to muzyka skłaniająca do refleksji i zwracająca się w stronę tradycyjnych pomysłów aranżacyjnych. Śmiało można zestawić te nagrania choćby z krążkiem „Belly of The Sun” Cassandry Wilson, czy ostatnim dziełem Lizz Wright. Melodie i pomysły na kolejne utwory bronią się jednak, jako całość. Także dlatego, że płyta zawiera dziewięć kompozycji i nie nuży.
Beady Belle zawdzięcza swą popularność Beate S.Lech, bo to ona jest główną wokalistką i ciepło jej głosu stanowi ozdobę kompozycji. Przygoda z tworzeniem muzyki zaczęła się w 1999 roku, gdy Bugge Wesseltoft poprosił ją o nagranie płyty dla Jazzland Records. Zaczęła pisać teskty, muzykę i zajęła się produkcją. Do projektu zaangażowała również swojego kolegę z Wydziału Muzyki Uniwersytetu w Oslo, Mariusa Reksjø. Ich kolejne płyty to poszukiwanie własnego stylu, zaczynając od bardziej popowego "Home" (z kapitalnym „Moderation” znanym wam zapewne ze skaładanki „RAM Cafe”) , poprzez jazzujące "Cewbeagappic", skończywszy na dojrzałej "Closer".
W 2007 roku do składu Beady Belle dołączył perkusista Erik Holm. Najnowszy krążek „Belvedere” oprócz tego, że przynosi wyciszone brzmienia, zachwyca udziałem wielu fantastycznych gości. Rozpoczyna się pogodnym utworem „Apron Strings”, by przejść w delikatną balladę „A Touch of Paradise” z subtelnym solem partii basu w wykonaniu Mariusa Reksjø. W „Tower Of Lament” wokalnie wpomaga Beate jeden z najlepszych obecnie męskich głosów w Norwegii, Jarle Bernhoft. Chwytliwy refren z wątkiem „la,la,la,la”, jaki wyśpiewuja razem, naprawdę robi wrażenie.
W roku 2006 wiele pochwał pod adresem Beady Belle padło z ust znanej w kręgach miłośników soul & r’n’b India Arie. I to ona pojawia się gościnnie w funkującym „Self-Fulfilling”. Jakby tego było mało , dziewczyny wspomaga na harmonijce ustnej genialny Arne Rassmussen. Usłyszeć go można również w akustyczno- bluesowym „Viscous Ocean”. Niewątpliwie ożywia album „Tranquil Flight”, gdzie pomysłowo pulsuje rytm dzięki Erikowi Holmowi. Uwagę przykuwa także świetnie wykonany w duecie z Jamie Cullumem „Intermission Music” będący pierwszym singlem tego wydawnictwa. Utwory z “Belvedere” są dodatkowo wzbogacone błyskotliwą grą Andrersa Engenere'a (gitara dobro, gitary akustyczne) oraz Geira Sundstola (lap steel guitar, bandżo, mandolina).
Mógłbym trochę ponarzekać, że album jest mało zróżnicowany, lecz tak naprawdę tylko czepiałbym się niepotrzebnie. Bowiem wrażliwe ucho w każdym utworze wychwyci coś ciekawego dla siebie. Jak choćby świetne harmonie wokalne w ironizującym „Boiling Milk”, czy dysonanse okraszające wspomniane już „Viscous Ocean”. Polecam album wszystkim tym, którzy pragną na chwilę zatrzymać się i odpocząć od tempa codzienności, zabieganego świata. „Belvedere” będzie dla niego przyjaznym terytorium. Zapewniam.
Beady Belle- „Belvedere”
Universal Music Polska 2008