Rafał Dutkiewicz o tym, dlaczego przerwał manifestację ONR
Na zdjęciu Rafał Dutkiewicz. Fot. Tomasz Hołod ("Polska - Gazeta Wrocławska")
Do całej sprawy wraca portal Pardon. Jeden z jego użytkowników zadał Rafałowi Dutkiewiczowi kilka pytań na forum PolskaXXI, który to współtworzy prezydent Wrocławia.
Bacz pyta:
"Bardzo proszę wytłumaczyć dlaczego tłumi Pan wolność manifestacji? Najpierw nie wydał Pan pozwolenia na jedną manifestację, a potem drugą pana urzędnik rozwiązał (czy zdelegalizował?) zdaje się że nawet nielegalnie - proszę, aby zgodnie z zasadą jawności działań władzy w demokratycznym państwie, dokładnie Pan to wszystko wyjaśnił."
Dutkiewicz odpowiada (za pośrednictwem swojego asystenta):
1. Nie ma instytucji zgody na manifestację. Prawo polskie czegoś takiego nie przewiduje.
2. Można jedynie zabronić odbywania manifestacji, jeśli zagraża ona bezpieczeństwu obywateli, bądź organizator narusza prawo.
3. W wypadku sobotniej manifestacji policja nie poinformowała nas w odpowiednim czasie o ryzykach z nią związanych.
4. Kiedy okazało się, że przebieg manifestacji jest niezgodny z treścią zgłoszenia, podległy mi urzędnik manifestację rozwiązał.
5. Aresztowań dokonała policja.
Jak już pisaliśmy, pikieta została uznana za nielegalną, kiedy manifestanci (m.in. działacze ONR) zaczęli wznosić hasła "Raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę" oraz "Precz z komuną". Przedstawiciel urzędu miasta uznał, że demonstrujący nacjonaliści nie zebrali się by uczcić pamięć ofiar zbrodni katyńskiej (taki był formalny cel manifestacji). Policja wezwała zgromadzonych do rozejścia się, a gdy nie posłuchali, odgrodziła ich kordonem i rozpoczęła wywożenie po kilku do komisariatów.
Zatrzymano pięciu antyfaszystów podejrzanych o pobicie uczestnika manifestacji nacjonalistycznej. Jeden częściowo przyznał się do winy. Co prawda nie zostali aresztowani, ale grozi im do 3 lat więzienia. Procesy sądowe grożą jednak również około 200 osobom, które wzięły w sobotę udział w nielegalnych, nacjonalistycznych manifestacjach.
Tymczasem ONR odwołuje się od decyzji o delegalizacji swojego marszu. Działacze uznali, że decyzja urzędnika nie miała podstaw prawnych.
"Skandowane hasła, na które powoływał się przedstawiciel organu gminy nie naruszały prawa i były jedynie odpowiedzią na prowokacyjne zachowanie kontrmanifestantów oraz ich wcześniejsze ataki fizyczne na uczestników planowanego zgromadzenia" - czytamy w odwołaniu. Narodowcy podkreślają, że władze miasta i policja nie zapewniły im bezpieczeństwa, przez co antyfaszyści pobili kilka osób.