Absurdalne telefony do pogotowia
Fot. www.pogotowie-ratunkowe.pl
Jeżdżą na sygnale do pacjentów, którzy domagają się pomocy, ale nie zawsze medycznej. Od początku tego roku wrocławskie pogotowie wyjeżdżało na sygnale prawie 50 tysięcy razy. Ratownicy marzą o prawdziwym ratowaniu życia:
Dyspozytorzy przyznają, że często spełniają rolę przychodni na kółkach, pacjenci wzywają ich do drobnych dolegliwości, jednak to często okazuje się dopiero na miejscu. Jakub Lewandowski na 12-godzinnym dyżurze w centrum przy Strzegomskiej odbiera kilkadziesiąt telefonów, nie wszystkie są miłe:
- Są to bardzo często chamskie odzywki, rzucanie "mięsem". Wtedy nie możemy za dużo dyskutować, trzeba przyjąć zgłoszenie. Często też się zdarza, że dzwonią osoby pod wpływem narkotyków albo alkoholu i wtedy jest to ciężkie do zweryfikowania:
Dyspozytorzy wrocławskiego pogotowia ratunkowego przyznają, że boją się nie wysłać ambulansu. Tylko we Wrocławiu prokuratura bada kilka przypadków odmowy wysłania karetki, kiedy - jak tłumaczą ratownicy - wzywający pomocy sami bagatelizowali objawy, dopiero na miejscu okazało się że sytuacja była dramatyczna - tłumaczy Jacek Kleszczyński z pogotowia:
- Wydaje się, że jest banalna, a okazuje się jakimś zagrożeniem stanu zdrowia, dyspozytor ponosi wtedy bardzo poważne konsekwencje. Jeśli będziemy wysyłać karetki do błahych spraw, ktoś, kto jest w stanie zagrożenia życia, tej pomocy nie otrzyma.
Bywają też sytuacje odwrotne, kiedy pacjenci wyolbrzymiają objawy byle tylko dostać się do lekarza, to ich sposób na ominięcie kolejek do specjalistów i na badania. Nie brakuje też telefonicznych, uciążliwych - żartów, próśb o instrukcje uruchomienia samochodu czy naprawy pralki. Ale są i takie przypadki:
"Trzasło w antenę w mieszkaniu, no i nie mamy światła (...)"
"Pan go postraszy, to wstanie (...)"