Termin operacji? Za miesiąc, albo za rok...
tsca/Wikimedia Commons
- Lekarz po wykonaniu podstawowych badań stwierdził, że mam coś na lewym jajniku. Dał skierowanie do szpitala na oddział ginekologiczny. W szpitalu przy Kamieńskiego panie przekomarzały się ze mną. Pytały, czy mam skierowanie na zabieg, czy na coś innego. Mówiły, że mogę przyjść na oddział bo w zasadzie nie ma dużych kolejek, ale nawet jeśli zapadnie decyzja o operacji, to poczekam na nią 12-13 miesięcy - opowiada Małgorzata.
W innych szpitalach nikt nie mówi o tak odległych terminach, ale też trudno uzyskać konkretną informację, kiedy może dojść do ewentualnej operacji. Rzeczniczka dolnośląskiego NFZ Joanna Mierzwińska tłumaczy, że w przypadku szpitala przy Kamieńskiego błąd został popełniony na etapie rejestracji: - Pacjent, który ma skierowanie na konkretny zabieg, powinien zostać umówiony do lekarza na tzw. wizytę kwalifikacyjną. Tylko lekarz może zdecydować, kiedy odbędzie się zabieg - czy za rok, czy natychmiast, na przykład w ciągu miesiąca.
Tu pojawia się nowe określenie - natychmiast, czyli w ciągu miesiąca. Ordynator szpitala przy ulicy Kamieńskiego Janusz Malinowski potwierdza, że w rejestracji doszło do błędu. Sprawa została załatwiona niezgodnie z procedurami, będę wyjaśnił, kto dopuścił się takiego zaniedbania - mówi Malinowski. Ordynator jednocześnie przyznaje, że szpital jest oblegany i poza przypadkami pilnymi - zagrażającymi życiu - terminy oczekiwania na zabieg są bardzo odległe. I to nie jest tylko kwestia końca roku, a więc kończących się limitów, bo te - de facto - już dawno zostały przekroczone.
- Przyjęliśmy zasadę, że dzielimy pacjentki na stabilne, mogące oczekiwać na zabieg około roku i na te z ostrymi schorzeniami albo z rozpoznaniem nowotworowym - tymi zajmujemy się natychmiast. Dziennie wykonujemy 3 operacje. Jak na nasz kontrakt, to jest za dużo, mamy potężne nadwykonanie - tłumaczy Janusz Malinowski.
NFZ potwierdza, że szpital już dawno przekroczył przyznany kontrakt, ale rocznym terminem oczekiwania jest zaskoczony, bo z internetowej bazy tworzonej na podstawie danych przysyłanych do Funduszu wynika, że średni czas oczekiwania na zabieg w szpitalu przy ul. Kamieńskiego to ok. 3 miesiące. To informacja z listopada tego roku. - Natychmiast wyślemy pismo z prośbą o weryfikację tych danych - zapowiada Mierzwińska.
W bazie zdarzają się też prawdziwe informacje, w które czasem trudno uwierzyć. Na przykład na Brochowie w koleje stać trzeba...zero dni. Niebywałe, że w tym samym mieście w jednym szpitalu trzeba czekać rok, w innym wcale. Dyrektor Janusz Wróbel ma na to wytłumaczenie: - Akurat w tym roku mieliśmy remont, więc oddział był zamknięty. Do tej pory nie mamy wykorzystanego limitu - mówi Wróbel.
Z zabiegu w tym szpitalu nie może jednak skorzystać bohaterka naszego tekstu, bo nie ma tam ginekologii onkologicznej: - Lekarz powiedział, że to mogą być zmiany nowotworowe. Może mi grozić wycięcie jajnika, a to jest dla kobiety coś poważnego, stąd mój niepokój - tłumaczy. Małgorzata jest po pierwszych wstępnych badaniach w Dolnośląskim Centrum Onkologii. Na razie termin zabiegu nie został wyznaczony - nie wiadomo kiedy do niego dojdzie. System pokazuje, że na operację czeka się 77 dni, w praktyce bywa różnie - czasem trzeba czekać kilka miesięcy. Ostatnio lekarze tego szpitala alarmowali, że w kolejce czeka 700 pacjentów z rakiem.