Drony zbadają natężenie ruchu
fot. www.jedi.pwr.edu.pl
Kiedy dokładnie i nad którymi ulicami zawisną drony, owiane jest tajemnicą. - To będzie kwiecień, ale nie odpowiem na tak sformułowane pytania, bo to ma być niespodzianka - tłumaczy Stanisław Krawiec z Politechniki Śląskiej.
Uczelnia, na zlecenie Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, zbada wpływ sekundników, czyli wyświetlaczy czasu jaki pozostał do zmiany świateł, na przepustowość i bezpieczeństwo ruchu.
Właśnie za pomocą bezzałogowych samolotów. Dlaczego? - Bo drony umożliwiają badanie w sytuacji, kiedy kierowcy i inni uczestnicy ruchu, zachowują się w sposób naturalny. Nie wiedzą, że są badani - wyjaśnia prof. Krawiec.
ZOBACZ - Drony: Fantastyka stała się rzeczywistością
Według naszych informacji drony zawisną nad skrzyżowaniem ulic Karkonoskiej i Zwycięskiej. Ale zdalnie sterowanych wielowirnikowców nad Wrocławiem lata o wiele więcej.
- Dwa lata temu sprzedawaliśmy 2-4 Fantomów w miesiącu. Dzisiaj jest to 100-150 sztuk - mówi sprzedawca w jednym ze sklepów. Fantomów, czyli najpopularniejszych na rynku dronów. Mogą wznieś się na nawet 1500 metrów i odlecieć na ponad kilometr od operatora. Obsługa urządzenia jest bajecznie prosta. Teoretycznie - są dwa drążki - jeden odpowiedzialny za latanie góra-dół, drugi - za obroty - demonstruje nam Robert Błędowski, który sprzedaje takie urządzenia. W obsłudze pomaga nam wbudowany GPS i specjalne żyroskopy. Do tego kamera, która daje możliwość podglądu na żywo obrazu z drobna, np. za pomocą smartfona. Bezzałogowce sprzedają się we Wrocławiu jak świeże bułeczki. A kto je kupuje? - 20 proc. dla zabawy, na prezent, 80 proc. firmy - agencje reklamowe, straż, policja - mówi Błędowski.
Paweł Mróz jest operatorem telewizyjnym we Wrocławiu. Widząc możliwości, jakie dają drony, zainwestował w specjalistyczny sprzęt i jako pierwszy w regionie szykuje latającą stację telewizyjną - na pokładzie dron będzie miał kamerę z nadawaniem sygnału full hd na żywo.
Jednak drony we Wrocławiu to nie tylko zabawa i robienie zdjęć. Alan Sierakowski jest jednym z kilkunastu studentów Politechnik Wrocławskiej, którzy pracują w kole naukowym Jedi. Naukowcy budują i modyfikują najróżniejsze drony. Sierakowski nie ma wątpliwości, że np. zastąpienie kurierów bezzałogowcami to nie kwestia dekad, a zaledwie kilku lat. Wrocławscy studenci także pracują nad innowacyjnymi projektami, jednak mówią o nich tylko w ogólnikach. - Przede wszystkim autonomiczność - żeby nie trzeba było nim ręcznie sterować. Druga - żeby mógł udźwignąć więcej i dłużej latać - wyjaśniają.
Cele są bardzo konkretne - na przykład Lasy Państwowe dostrzegły możliwości, jakie dają bezzałogowce, dlatego na tegorocznej droniadzie, czyli zlocie konstruktorów Bezzałogowych Statków Powietrznych, leśnicy będą szukali najlepszej maszyny spełniającej ich oczekiwania dotyczące m.in. zliczania zwierzyny czy lokalizacji źródeł pożaru.
Politechnika Wrocławska weźmie udział w tym konkursie. Jednak Katarzyna Wielgus - opiekunka koła Jedi nie ma wątpliwości, że drony to także spore niebezpieczeństwo, szczególnie dla niewprawionych operatorów. I gdy na niebie zrobi się tłok, o wypadek będzie bardzo łatwo. - Nawet dron ważący ok. 2 kg jest w stanie zrobić krzywdę. Skrzydła są ostre, niektórzy używają ich jako noży - tłumaczy Wielgus. Dlatego Urząd Lotnictwa Cywilnego wprowadził specjalne licencję na pilotów dronów. Egzaminy przeprowadzane są w Gliwicach i Warszawie.