CÓRKI DANCINGU *****
Kadr z filmu "Córki dancingu"
Po premierze w Gdyni pisałem na gorąco, pełen zachwytu: pokażcie debiut Agnieszki Smoczyńskiej Quentinowi Tarantino. Umieści go w swojej złotej dziesiątce.
Zdanie podtrzymuję. „Córki Dancingu" będą w mojej dziesiątce najlepszych filmów roku. To jedno z najbardziej oryginalnych dzieł, jakie świat zapamięta, jeśli nie z tego roku, to, po styczniowej premierze w konkursie festiwalu Sundance, z przyszłego. Ach, nagrodzenie „Córek" we Wrocławiu Europejską Nagrodą Filmową, to by był finał Europejskiej Stolicy Kultury 2016
Warto tak marzyć z syrenami, które zagrały Marta Mazurek i Michalina Olszańska, aktorki znane m.in z pokazywanych na Nowych Horyzontach krótkich metraży. Teraz przypadł im w udziale duet wymagający i odważny. Grają prawdziwe syreny, które wypłynęły do miejskiego świata lokali gastronomiczno-rozrywkowych epoki PRL. Dostają posadę w nocnym klubie ze striptizem. Charakteryzacje (dzieła Janusza Kalei i Tomasza Matraszka) robią wrażenie, stylizacje budzą radość, musicalowa konwencja co chwila poszerza uśmiech, ale na tym karnawale wrażeń seans się nie kończy.
„Córki dancingu" to przede wszystkim film mądry. O tym jak łatwo dopasowujemy się do życiowej konwencji i przystajemy na pewne mechanizmy, które wynikają z zaklasyfikowania ludzi, rzeczy i zdarzeń do odpowiednich rodzajów, gatunków i zwyczajów.
To także film wzruszający, o dziewczęcej i kobiecej sile, która staje ponad wszystkim. Thelmy i Luizy się nad Wisłą nie doczekaliśmy, to mamy Srebrną i Złotą.
To również film piękny, obezwładniający swą hybrydą gatunków.
Z jednej strony musical, z bezbłędną Kingą Preis w roli wokalistki, przebojowym epizodem Magdaleny Cieleckiej i wiązanką dancingowych przebojów.
Za kulisami społeczny komediodramat z melodramatycznym i diabolicznym Jakubem Gierszałem na basie, z postacią wódki i zakąski w jednym, czyli Andrzejem Konopką na perkusji. Kierownik sali Zygmunt Malanowicz i dba i wymaga, a Marcin Kowalczyk w podwójnej roli przeciąga nas w stronę horroru.
Od sekwencji otwarcia, a właściwie wypłynięcia wiadomo, że to będzie piękna filmowa ballada. Gatunek znany znakomicie z lektur, z teatrów, pojawiający się w nazwie zespołu „Ballady i Romanse", który dał filmowi Smoczyńskiej oryginalną ścieżkę dźwiękową. W kinie właściwie nieobecny. Dzięki współpracy autorki ze scenarzystą Robertem Bolesto, siostrami Wrońskimi z „BiR", kompozytorem Marcinem Macukiem i dźwiękowcem Marcinem Lenarczykiem, który efekty komponował do muzyki, udało się to zmienić. I uchwycić synkretyczny charakter gatunku.
Formalnie tu wszystko między sobą przepływa, bulgocze, przenika się, takie podejście do połączenia obrazu i dźwięku, do stwarzania filmu na nowo nie tylko w tekście, na planie i na montażu, to w polskim kinie zdarzenie niecodzienne. Podobnie jak zagęszczenie sytuacji i postaci, które są tak „cool", że krytycy filmowi siedzą na premierze na krawędzi fotela i krzyczą w stronę ekranu „dajesz dziewczyno", „you go, girl". To dzięki totalnemu podejściu twórców historia syreniej miłości nie stała się łabędzim śpiewem. Dziewczyny walczą o swoje. Nie przez naturę. Przez świadomość. Już nikt nie będzie chciał zostać syrenką Ariel.
Czytaj też: Kinga Preis królową dancingu
W jednej z głównych ról występuje Kinga Preis, która w brawurowym debiucie reżyserskim Agnieszki Smoczyńskiej zmienia się w królową disco. W peruce, cekinach i ostrym makijażu, mierzy się z najpopularniejszymi szlagierami lat 70. i 80. – od „Byłaś serca biciem" Andrzeja Zauchy i „Bananowego songu" grupy Vox po nieśmiertelne „I Feel Love" Donny Summer. „Kopara mi opadła, jak zaczęła śpiewać" – mówi reżyser „Córek Dancingu", musicalu, który trafił do elitarnej selekcji festiwalu Sundance. Więcej informacji o Preis i filmowej grupie muzycznej, „która śmiało mogłaby reprezentować polską kulturę na całym świecie" znalazło się w premierowym materiale wideo. |