To tylko koniec świata **** [RECENZJA]
Xavier Dolan nie po raz pierwszy przeniósł na ekran sztukę teatralną, ale po raz pierwszy podporządkował się jej rygorom. Wyrzucił wszystkie, poza początkowym, monologi wewnętrzne głównego bohatera, ale poza tym dokonał wiernej adaptacji tekstu Jean-Luca Lagarce’a. Dziś nieco inny jest kontekst sztuki, napisanej na początku lat 90. XX wieku przez zmarłego na AIDS dramaturga. Uniwersalne problemy w niej poruszone pozostają niezmienne.
Twórca „Wyśnionych miłości”, „Na zawsze Laurence” i „Matki” świadomie ograniczył się do portretu rodziny we wnętrzu. Z jednej strony powrót syna marnotrawnego, z drugiej rodzina, która rozbicia sprzed lat nie wytrzymała. Naturalnym mediatorem między wracającym na prowincję z metropolii znanym autorem, a jego nie widzianymi przez lata bliskimi, zdaje się być żona jego brata, ale i nad nią wiszą domowe demony.
Jej mąż, czyli brat, który został z rodziną, nie potrafi rozmawiać. Jego siostra, która nigdy na dobre nie poznała słynnego dziś drugiego brata, nigdy nie poczuła się kochana i pewna siebie. Matka udaje, że wszystko jest pięknie, ale jej cierpienie także przebija na ekran. Wszystko nienagannie zmontowano w kolorową psychodramę. Nawet retrospektywy złożone są z obrazów, które ulegają zamazaniom, rozmyciom, jak to wspomnienia. Przyczyny rodzinnych traum są niedopowiedziane, ale skutki pokazano aż zbyt dosłownie. Ten portret namalowano bardzo grubym pędzlem.
Może i jest to najsłabszy film Xaviera Dolana, ale jest kolejnym konsekwentnym krokiem artysty, tworzy spójną całość z poprzednimi jego dziełami. Tym, co każe czuć mi pierwszy raz w życiu niedosyt po "wyjściu z Dolana" jest tak naprawdę Cannes - festiwal, który od początku hołubi kanadyjskiego artystę. Nigdy nie dostał Złotej Palmy, co niejednokrotnie mnie dziwiło. Tym razem zdziwiła nagroda. Grand Prix dla filmu "To tylko koniec świata" to jeszcze jedna niesprawiedliwość, która spotkała arcydzieło z Rumunii: "Sieranevadę", także traktującą o rodzinie, w której mnóstwo niesłuchania, niespełnienia, zniecierpliwienia.
Niepogodzeni z własnym ja, to oni cały czas interesują Dolana najbardziej. "To tylko koniec świata" dokłada kolejnych portretów, silnych kreacjami aktorskimi gwiazd francuskiego kina. Największą zasługą Gasparda Ulliela, Nathalie Baye, Vincenta Cassella, Marion Cotillard i Lei Seydoux jest to, że nie chce się im gratulować osobnych, charakterystycznych kreacji. Działają jako zespół. Jak rodzina.