Martwe wody ****** [POSŁUCHAJ]
POSŁUCHAJ ROZMOWY Z JOANNĄ ŻAK O NOWYM KINIE FRANCUSKIM I CANNES
RECENZJA:
Absurdalna komedia kostiumowa, pełna błyskotliwych obserwacji. Oto „Martwe wody” – najnowszy film Bruno Dumonta, który z filozofa francuskiej kinematografii przeistoczył się w jednoosobową flandryjską odpowiedź na Monty Phytona. W czarnej komedii i kryminale, pełnym niezapomnianych stylizacji, zmieścił komentarz do upadku europejskiej kultury, kryzysu uchodźczego i wypalenia elit.
Bruno Dumont nadal idzie drogą Quinquina i jest to droga wspaniała, a przy okazji pełna mądrych znaków. Tym razem zderzył ze sobą, w posępnym krajobrazie okolic Calais, zdeformowanych arystokratów i krwiożerczych zbieraczy omułków. Odszedł też od naturalizmu, w wyrafinowaną grę stylizacji. Błyskotliwy humor połączył z epickim rozmachem: „Martwe wody” w planie fabularnym mogą wydać się kameralne, ale filmowane są jak widowiskowe kino kostiumowe. Co ciekawe, neoegipska willa na wybrzeżu, to autentyk, pochodzący z XIX wieku.
Bogatych grają w karykaturalnej nucie gwiazdy francuskiego kina. Genialne, doprowadzające do łez śmiechu są kreacje Juliette Binoche i Fabrice’a Luchiniego, trudno też zachować powagę przy rolach Valerii Bruni Tedeschi i Jean-Luca Vincenta. Wyjątkiem jest Billie, grana przez Raph, ale to jest odkrycie Dumonta, aktorski fenomen, a zarazem tajemnicza, przekraczająca granice postać, klucz do filmu. Lud, symbolizujący to, co inne i niefortunne, zagrali charakterystyczni amatorzy. Zbieracze omułków dorabiają przenosząc arystokratów przez mokradła na własnych plecach. Gdy kolejni przybysze zaczną znikać w tajemniczych okolicznościach, do akcji dosłownie wtoczy się otyły inspektor policji. Jego charakterystyczny mundur będzie, znów dosłownie, unosił się nad filmowymi stylizacjami jak balon. Flip i Flap będą paradować w skojarzeniach widzów pod rękę z bohaterami Tatiego i Scoli.
W kryminalną intrygę, filmowaną niczym horror, wpisano melodramat: w zimnej scenerii rozpala się romans między arystokratką i młodym rybakiem. Aktorskie szarże pasują do stylizacji. Mimo kostiumu i przewrotnych wydarzeń, czujemy aktualność „Martwych wód”. To, że akcja rozgrywa się w 1910 roku jedynie wzmacnia dumontowską krytykę społeczną. Rosnąca w siłę po industrializacji kapitalistyczna burżuazja, podziały klasowe, przeddzień wojny.
Pokazywany na Nowych Horyzontach w zeszłym roku film zdawał się trafiać w swój czas. Wydarzenia niezwykłej kampanii prezydenckiej nad Sekwaną, która miała miejsce tuż przed ogólnopolską premierą kinową filmu, potwierdzają zaś, że nowy Dumont na aktualności tracić nie będzie, może ją tylko zyskiwać. Trafność filmu odnosi się nie tylko do Francji. Także w Polsce jest wielu potencjalnych adresatów obrazu o arogancji elit, nieświadomości własnego oderwania od rzeczywistości, społecznej ślepoty. I wielu widzów, którym warto pokazać film o prawie do inności. I o jej, inności, wartości.