Gangster przyznał się do winy po 16 latach. Dziś usłyszał wyrok
fot. archiwum radioram.pl
Wiele wody musiało upłynąć w Odrze zanim Witold M. wpadł przy okazji innego przestępstwa i zdecydował się zeznawać w tej oraz innych sprawach by uniknąć surowszych wyroków.
To właśnie stąd taki łagodny wyrok, choć żona zmarłego domagała się początkowo dożywocia. - Sąd zastosował nadzwyczajne złagodzenie kary - tłumaczy prokurator Dariusz Sobieski:
"W tamtym czasie był osobą, która była znana w świecie przestępczym z przestępstw popełnianych na terenie Wrocławia związanych z obrotem narkotykami. W trakcie postępowania prowadzonego przez prokuraturę ujawnił swoją działalność i działalność innych osób. Konsekwencją jest dzisiejszy wyrok jak i też postępowanie, które nadal jest prowadzone, którego konsekwencją będą kolejne akty oskarżenia"
W styczniu 2001 roku na Bulwarze Ikara we Wrocławiu wybucha bomba. Eksplozja zabija 40-letniego montera. Oskarżony poza karą pozbawienia wolności musi także zapłacić na rzecz żony zmarłego zapłaci także 100 tysięcy złotych:
"Nie da się po prostu o tej sprawie zapomnieć. Mąż wyszedł z domu do pracy i po prostu nie wrócił. Kiedy policja powiadomiła mnie o tym co się stało, to dostałam takiego szoku, że nie wiedziałam jak się nazywam. A dziecku sześcioletniemu tym bardziej nie wiedziałam jak mam wytłumaczyć, że ojciec wyszedł do pracy i już z pracy nigdy nie wróci"
Łącznie w sprawę podłożenia bomby na dachu wieżowca przy Bulwarze Ikara zamieszane były 3 osoby. Ładunek miał najprawdopodobniej posłużyć jako "argument" w innych gangsterskich porachunkach. Witold M., w 2001 roku, jako początkujący w kryminalnym światku, dzięki tej akcji miał wkupić się w łaski swoich mocodawców.