Najlepszy **
zdj. R.Palka, mat. prasowe
NAJLEPSZY **
Opowieść o Jerzym Górskim przyciągnie do kin tłumy. I dobrze, im więcej osób pozna historię dolnośląskiego Podwójnego Ironmana i jego walki z nałogiem, tym lepiej. Historia dawnego narkomana, który został mistrzem świata, jest inspirująca. Filmem „Najlepszy” jest słabym.
7 minut 57 sekund trwały owacje po premierowym pokazie na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W listopadzie kina staną otworem, nowy film Łukasza Palkowskiego może pobić frekwencyjny sukces „Bogów”. Biografia Zbigniewa Religi miliony widzów zdobyła w multipleksach, ale stała się też numerem jeden jeśli chodzi o liczbę widzów największego art house’owego kina w Polsce – wrocławskich Nowych Horyzontów. W ciągu trzech lat od Złotych Lwów dla filmu, który oklaskiwali i krytycy i widzowie, doczekaliśmy się jeszcze kilku filmów środka, zbierających i dobre recenzje porządny wynik kasowy. „Najlepszy” też będzie należał do tego zbioru, ale moim zdaniem już na wyrost. Palkowski i jego ekipa nie robią kroku naprzód, idą wstecz. Starają się wykorzystać zaufanie publiczności i zaoferować jej coś innego, ale wizja „artystycznego” dodatku do biograficznej historii jest dla mnie niestrawna. Wszystko rozbija się o lustro.
Patrzę w swoje i przypominam sobie, że wychowałem się tuż obok wrocławskiego MONAR-u. Codziennie z kamienicy przy Jarzębinowej wybiegał tłumek rozmaicie wyglądających pań i panów i truchtał do upadłego po okolicy. W latach 80-tych i w pierwszej dekadzie 90-tych było ich znacznie więcej niż kiedykolwiek później. Nie jest dla mnie nowością metoda walki z nałogiem przez sport, a ona tworzy najciekawszy wątek „Najlepszego”. Zapewne mijał mnie wielokrotnie na uliczkach dzieciństwa Jerzy Górski. Nim trafił do Wrocławia, w Legnicy włamywał się, uczestniczył w bójkach, ćpał ostro kilkanaście lat, siedział w więzieniach. W ośrodku terapii uzależnień poddał się, nie bez oporów, metodzie Marka Kotańskiego, który powtarzał, co w filmie czyni grający go Janusz Gajos, że uzależnienie to choroba na całe życie i trzeba sobie znaleźć cel. Codziennie się pilnować. Zawsze pamiętać, by nie mógł nas podejść własny demon. Dziś te słowa powtarza jak mantrę Jerzy Górski i staje się tytułowym najlepszym – ambasadorem walki z samym sobą.
POSŁUCHAJ REŻYSERA, ŁUKASZA PALKOWSKIEGO
Film pokazuje to z upiorną dosłownością. Jakub Gierszał, jako Jerzy Górski, rozmawia z Jakubem Gierszałem, demonem ćpania Jerzego Górskiego. Druga natura ukazuje się w lustrze. Znika, pojawia się, namawia do złego, rozbija lustro. Dosłowność metafory, po którą sięgnął Palkowski, raziła mnie przez cały seans, ale w kulminacyjnym momencie zaczęła być nieznośna. Przerodziła się w kuriozalnie nakręconą, pokazaną jeden do jednego, walkę z samym sobą, tuż przed metą słynnego biegu w Alabamie. Po sąsiedzku wystąpił legion zombie, ofiar ćpania. Byli wśród nich filmowy przyjaciel (Mateusz Kościukiewicz) i ekranowa dziewczyna (Kamila Kamińska) bohatera. Kinowy Górski ma biec jak najdalej od nich. Szkoda, że ta upiorna wizja pojawia się w kontraście do wygładzonych scen rzeczywistego nałogu. Przerysowane są gra aktorska i charakteryzacja, narracja biegnie w komediowym tonie od włamu do przedawkowania. Efekt komiczny nie zawsze bywa osiągany tylko tam, gdzie zamierzono. Co by się głównemu bohaterowi nie stało, o jakiej porze roku, tygodnia, dnia i nocy, w szpitalu zawsze będzie czuwać ta sama pielęgniarka. Matka (Magdalena Cielecka) zawsze spyta o rosół, ojciec pogrozi (Artur Żmijewski), a milicjant (Adam Woronowicz) zawsze zagrozi tym samym. Nim zacznie się scena pogrzebu, można stawiać w ciemno, czym się skończy – i nie chodzi o trumnę, a o jednego z żałobników.
Symboliczne pożegnania, rozstania i powroty namalowane są bardzo grubo. Kiczu byłoby być może więcej, ale, jak na potencjalny kasowy hit, z „Najlepszego” na każdym kroku wychodzi oszczędność producentów. Nie było tego widać w „Bogach”. Teraz zdarzają się niedoróbki scenograficzne (w scenerii PRL pozostawiono sporo elementów współczesnych, z nowym grafitti obok Szpitala Kolejowego we Wrocławiu na czele), uderza uboga inscenizacja (powraca ciągle ten sam plac z budą kiosku i jednym dużym fiatem), oprócz pielęgniarki w szpitalu chyba rzadko kto bywa. Zmarnowano też ciekawy pomysł na rozmowę bohaterów, która toczy się przez wiele dni, między narkotykowymi odjazdami i zjazdami. Zdanie zaczyna się w pełnej sali podczas imprezy, a kończy, gdy nikogo poza żywymi trupami już w niej nie ma. Byłoby świetne, gdyby udało się to lepiej zmontować. Film stwarza wrażenie realizowanego na kolanie: scenariusz ma dziury logiczne, działacze sportowi zdają się grać w innym filmie. Kierownik basenu Arkadiusza Jakubika nie ma nawet imienia. Sam basen wydaje się przemieszczać między Legnicą a Wrocławiem. W telewizorze już w południe można sobie obejrzeć kronikę, nie jest to wiernie oddany PRL.
Jakub Gierszał nie miał zbyt wiele czasu na wejście w rolę i pracę nad transformacją bohatera. Poza wygoloną głową niewiele się zmienia między aktami. Palkowski nie podkreśla fizyczności tej roli, co mógłby zrobić, wykorzystując pracę wykonaną na planie przez mistrza master shotów Piotra Sobocińskiego Jr. Zamiast dać nam z bohaterem pobiegać, poczuć jego upadki i wzloty właśnie podczas tej czynności, reżyser szybko ucieka w teledyskowy montaż i kompilowanie wydarzeń. Strach, który głównemu bohaterowi ma towarzyszyć na każdym kroku, nie jest odczuwalny. Bardziej wiarygodny staje się cel: szansa na spotkanie z córką. Ten wątek nie zostanie w filmie domknięty. Na trudne pytania odpowiedziami są psychologiczne banały, deklarowane w przegadanych dialogach. Przemiana bohatera dokonuje się gładko, a przecież to właśnie nagłe zmiany i ich atrakcyjność, przyciągają do narkotyków. „Najlepszy” to feel good movie o człowieku, który w pokazywanym na ekranie okresie nie miał prawa czuć się dobrze. Lepiej zatem nie analizować „Najlepszego” jako filmu, niech pozostanie pogadanką o szkodliwości i manifestem wiary w silną wolę jednostki.