Lukas Dhont: "moja osobista bohaterka zasługiwała, by stać się bohaterem publicznym"

Jan Pelczar | Utworzono: 15.11.2018, 17:09 | Zmodyfikowano: 15.11.2018, 17:09
A|A|A

"Dziewczyna" to belgijski kandydat do Oscara. Jej reżyser Lukas Dhont może też otrzymać jedną z Europejskich Nagród Filmowych - jest nominowany w kategoriach Najlepszy Film i Odkrycie Roku. Victor Polster, który zagrał główną bohaterkę Larę, otrzymał aktorską nominację. Lukas Dhont opowiedział Strefie Kina Radia RAM o filmie i współpracy na planie. 

POSŁUCHAJ WYWIADU Z LUKASEM DHONTEM:

PRZECZYTAJ WYWIAD Z LUKASEM DHONTEM:

Dlaczego wybrałeś taką, a nie inną, postać na bohatera swojego debiutu

W 2009 roku, kiedy miałem osiemnaście lat i miałem właśnie rozpocząć naukę w szkole filmowej, przeczytałem w belgijskiej gazecie artykuł o młodej dziewczynie, która chciała zostać baletnicą, a która urodziła się jako chłopiec, czyli była kobietą uwięzioną w ciele mężczyzny. Ta historia niezwykle na mnie oddziaływała, bo trzeba być bardzo odważnym człowiekiem, by w wieku piętnastu lat tak świadomie wybrać swoją tożsamość, ponad reakcje innych. Dla mnie to była przede wszystkim historia niezwykłej odwagi. Jako osiemnastolatek nie czułem się tak daleko posunięty w rozwoju osobistym. Dla mnie była bohaterem, którego chciałem sportretować. Wtedy też pojęcia związane z płcią powodowały u mnie rodzaj konfuzji. Dorastałem z poczuciem, że nie jestem najbardziej męskim chłopcem. W tej historii znalazłem wiele tematów, o których chciałem opowiedzieć, którym chciałem dać swoje wsparcie. Zdecydowałem, że ktoś, kto stał się moim osobistym bohaterem zasługuje na to, żeby uczynić ją bohaterem publicznym. I że to właśnie będzie temat mojego pierwszego filmu. 

Opowiadasz o trudnych momentach, ale jako widz nie przestawałem się uśmiechać, oglądając "Dziewczynę". Twój film i twoja bohaterka są pełne światła i radości życia. Nie tylko odwagi, by walczyć o wybrany przez samą siebie kształt własnej przyszłości.

To, na czym najbardziej mi zależało, to żeby moja bohaterka była ludzka. Żeby miała słabości, ale pozostawała mocna i pełna ambicji. Żeby nie była ofiarą. Chciałem stworzyć jej otoczenie, tak wspierające, jak to tylko możliwe. Otoczyć ją miłością. Myślę, że byłoby pójściem na łatwiznę poszukiwanie konfliktu w świecie zewnętrznym. Skonfrontowanie jej z ojcem, czy inną osobą z otoczenia. Chciałem, żeby była naprawdę główną bohaterką, sportretować jej wewnętrzny świat. I walka z własnym ciałem, to był wystarczający konflikt. Ponieważ jej ambicją jest zostać tancerką, potrafi iść na całość. Ma swój cel. Zrobi wszystko, by go osiągnąć. Jest dość radykalnym bohaterem. Chciałem skupić się na portrecie człowieka, a za tym idzie całe spektrum emocji. Dlatego zależało mi na tym, by dać Larze jak najwięcej koloru.

Nie byłem na tegorocznym festiwalu w Cannes. Ceremonię wręczenia nagród oglądałem w telewizji, nie wiedziałem zbyt wiele o filmach, których twórcy wychodzili na scenę. A i tak dwie przemowy mnie wzruszyły: autorki "Kafarnaum" Nadine Labaki oraz twoja, z udziałem Victora Polstera. Jak wspominasz ten wieczór?

Był pełen emocji. Cieszę się, że te emocje udzieliły się nawet tobie. Dla nas to było przeżycie, bo przez cztery lata dawaliśmy z siebie wszystko, by stworzyć ten film. Oddałem mu cały swój czas, całą swoją energię i pasję, Moja ekipa robiła tak samo. 12 maja, kiedy mieliśmy premierę, po raz pierwszy obejrzałem swój debiut z publicznością. Dla filmowca jedną z najważniejszych rzeczy jest odbiór jego dzieła, jak on rezonuje z widownią. Widzieć, jak on ich ujmuje, na taką skalę, było dla mnie emocjonalnym przeżyciem. Jeszcze większym niż sama nagroda. Camera D'Or dla najlepszego debiutanta to oszałamiające wyróżnienie. Całe doświadczenie festiwalu w Cannes było jak jazda na rollercoasterze. Kiedy staliśmy na scenie z Victorem, byłem przepełniony dumą. Dumą z filmu, ale przede wszystkim dumą z powodu Victora. Ponieważ, podobnie jak postać, która zainspirowała naszą historię, on jest takim odważnym, młodym chłopcem. Znalazł w sobie dojrzałość, by zagrać swoją postać w tak złożony sposób, że kiedy go widzę, cały czas jestem zdumiony, oszołomiony tym, co zrobił. Byłem dumny z nas wszystkich, to było przeżycie pełne emocji. 

Jak znalazłeś Victora?

Po napisaniu scenariusza wiedziałem, że casting będzie kluczowy, trudny. Potrzebowaliśmy kogoś, kto będzie wyglądał na 15 lat, kto będzie umiał grać, tańczyć, zaprezentować transpłciową tożsamość w sposób elegancki, dojrzały, pełen szacunku. Myślałem, że nigdy kogoś takiego nie znajdziemy. Zrobiliśmy casting ponadpłciowy - oglądałem chłopców, dziewczyny, transpłciowe dziewczyny. I zawsze czegoś brakowało. Z desperacji zaczęliśmy robić nabór innych tancerek, by pracę mógł zacząć nasz choreograf Sidi Larbi Cherkaoui. Podczas spotkania z jedną z grup, do sali wszedł Victor. Pamiętam to bardzo dobrze, bo to był jeden z najważniejszych momentów w pracy nad filmem. Popatrzyliśmy się od razu po sobie z producentem i współscenarzystą i od razu wiedzieliśmy, że wszyscy to zauważyliśmy. To była pierwsza osoba, którą zobaczyliśmy w ciągu roku, która miała potencjał, by zrobić to, czego potrzebowaliśmy. Oczywiście baliśmy się, gdy dawaliśmy mu scenariusz, bo to nie jest łatwy film, jest wiele trudności, przed którymi musi stanąć odtwórca roli. Victor przeczytał scenariusz i napisał do mnie: OK. Scenariusza się nie boję. Przeraża mnie aktorstwo, bo jestem tancerzem, a chcę, żeby mój występ był dobry. 

Jak wyglądała wasza współpraca? 

Gdybym miał ją opisać, zacząłbym od tego, że Victor trenuje, uczy się, w szkole baletu klasycznego. Nie można sobie wyobrazić bardziej zdyscyplinowanych piętnastolatków. Jest zdyscyplinowany do głębi. Chce, żeby jego występy były najlepsze z możliwych. Pracować z kimś takim, to dar. To ktoś, kto ma w sobie i dojrzałość i ochotę i zawiść, by dać z siebie wszystko. Wiedziałem, że to jest jego pierwszy film, więc musiałem potraktować go z troską. Wiedziałem, że nie mogę go zablokować zbyt długimi tekstami, albo umieszczaniem go pod trzema reflektorami. Chciałem stworzyć warunki możliwie naturalne, niczym w filmie dokumentalnym. Tak zrobiliśmy i mam wrażenie, że widać, iż miał wolność, by po prostu egzystować na ekranie. To ktoś, kto przenosi wszystkie emocje na swoją twarz. Miał w tym sporo wolności. Zmuszałem go do różnych rzeczy, ale nawet wtedy zostawiałem mu sporo wolności. 

Wydaje mi się, że też jesteś bardzo zdyscyplinowanym młodym człowiekiem. Przynajmniej takie mam wrażenie, za sprawą konsekwentnego sposobu filmowania i eleganckiego posługiwania się muzyką w "Dziewczynie". 

Dziękuję. To bardzo miłe. Kompozytorem był Valentin Hadjadj, który zilustrował muzycznie wszystkie moje krótkie metraże. Szukaliśmy balansu. Wiedziałem, że w filmie będzie dużo muzyki, ze względu na sceny z sali baletowej. Zastanawialiśmy się, jak sprawić, by oryginalna muzyka jeszcze coś do filmu wniosła. Zawsze opisywałem każdemu członkowi ekipy, że poszukuję niemalże fizycznego doświadczenia. Chciałem, żeby film miał wymiar fizyczny. Nie chciałem uchwycić tańca, chciałem zobaczyć efekty tańca. I właśnie w tym miejscu muzyka nam pomogła, zadziałała fizycznie. Jeśli chodzi o zdjęcia, miałem niesamowitego operatora Franka van den Eedena. To doświadczony autor wielu zdjęć do fabuł zrealizowanych w Belgii i Holandii. Razem przegadaliśmy każdy, najdrobniejszy wizualny element, na jakim mi zależało. Na przykład słońce. Światło słoneczne było w naszym filmie niezwykle ważne. Już kiedy pisałem scenariusz, bardzo ważny był dla mnie mit Ikara. Kogoś, kto chce polecieć do słońca i płonie. Ktoś, kto chce wznieść się jak najwyżej, przekroczyć ograniczenia. Użyliśmy słońca jako symbolu, który o tym przypomina. A może to jedynie coś, co jest czytelne dla nas, filmowców? Ale myślę, że zatroszczyliśmy się o każdy detal. To było dla nas bardzo ważne. 

Dostałeś się do szkoły filmowej bardzo wcześnie. W Polsce mamy inny model. Dlatego jestem ciekaw, kim są mistrzowie współczesnych dwudziestoletnich reżyserów? 

Byłem bardzo młodym studentem szkoły filmowej, bo od małego wiedziałem, że chcę robić filmy. Miałem pięć, sześć, siedem lat, gdy chciałem kręcić ludzi, reżyserować ich. Reżyserowałem moją mamę, mojego brata, całą rodzinę. Wszyscy mieli tego serdecznie dosyć. Naprawdę ich tym irytowałem. Miałem w sobie prawdziwą potrzebę, popęd w tym kierunku. Kiedy dostałem się na studia filmowe byłem naprawdę młody i w szkole zacząłem dojrzewać. Działo się to za sprawą wielu głosów, które miały na mnie wpływ. Chantal Ackerman, Gus van Sant. Kiedy przychodziłem do szkoły, myślałem po amerykańsku. Wychowywałem się na blockbusterach, na Hollywood, na rozrywce. Doznałem szoku, gdy okazało się, że w szkole tego nie ma, a jest Tarkowski. Są Ackerman, van Sant. Ludzie, którzy używają kamery w innym celu. Uderzające było dla mnie spotkanie z twórcami, którzy poprzez filmy mówią o życiu i używają filmu, by coś powiedzieć, do czegoś się odnieść. I obudziło się moje pragnienie, by robić filmy humanistyczne. Podświadomie inspirowałem się wieloma różnymi filmowcami. Wśród nich było sporo belgijskich. Sposób, w jaki bracia Dardenne pracują z kamerą. Wykorzystanie czasu w filmach Chantal Ackerman. Wszystko mnie podświadomie kształtowało. Doskonale pamiętam, jak na studiach obejrzałem "Nieodwracalne". Byłem w szoku. Myślałem: jak to się mogło w ogóle wydarzyć? Takie doświadczenia wymuszały refleksje na temat kina jako medium i na temat samego siebie, sprawiały, że znajdowałem sobie takie, a nie inne miejsce w świecie filmu. 

We Wrocławiu premiera na Nowych Horyzontach, w Świdnicy wygrane Spektrum. Polska publiczność pokochała Lukasa Dhonta i jego kino. 

Macie płomiennych widzów. To wspaniała, pełna potencjału publiczność. Nowe Horyzonty tętniły życiem. Byłem na koncercie irańskiego didżeja. Był niezwykle energiczny. Jest u was duża otwartość na eksperymenty, na rzeczy, które mają coś do zaoferowania. Miałem pewne przemyślenia, gdy wysyłałem swój film do Polski. Wiedziałem, że w kraju takim jak Polska, w którym temat "Dziewczyny" może stanowić jeszcze większe tabu niż w Belgii, jest potrzeba i waga związana z taką premierą. Byłem bardzo podekscytowany. Wiem, że miał dużą festiwalową publiczność. Nie wiem, czy dla każdego z widzów to był łatwy seans. To znaczy, wiem, że mój film może być pewnego rodzaju doświadczeniem. Ale od polskiej publiczności otrzymałem wiele ciepła i entuzjazmu. 

 

REKLAMA

To może Cię zainteresować