Girl *****
zdj. mat.prasowe
Główną bohaterką jest Lara – młodziutka adeptka baletu, która ciężkie treningi przeplata z trudnym fizycznie i psychicznie procesem zmiany płci. Inspiracją dla głównej bohaterki była prawdziwa postać – osobista heroina reżysera, który przeczytał o niej w gazecie. Tak zainspirował się jej postawą, że wpłynęło to na jego życie prywatne i zawodowe - aspirującego filmowca. Danego sobie słowa dotrzymał podwójnie – stał się pewny swojej tożsamości, a w pierwszym filmie opowiedział o baletnicy i o drodze, jaką przeszła, by stać się tym, kim chciała być.
Kiedy Lukas Dhont przyjechał do Wrocławia, pokazać po raz pierwszy w Polsce swój debiutancki film, nagrodzony Złotą Kamerą w Cannes, nie krył niepokoju. Mówił, że w jego rodzinnej Belgii tematy związane ze zmianą płci są do dziś traktowane przez część społeczeństwa jako tabu, a w głowie miał obraz Polski jako kraju o wiele bardziej konserwatywnego. Dhont trafił z ogólnopolską premierą na Nowe Horyzonty i spotkał się z otwartą publicznością, która przyjęła jego film entuzjastycznie. Kilka miesięcy później w Świdnicy, na festiwalu filmowym SPEKTRUM widzowie przyznali „Girl” Grand Prix dla najlepszego filmu festiwalu. Chwilę później Dhont odbierał kolejny prestiżowy laur za debiut - Europejską Nagrodę Filmową. Dostał nominację do Złotego Globu, stał się jednym z oscarowych faworytów. Wydawało się, że nie miały sensu obawy o tabu, że Larę zaakceptował cały świat.
Cios przyszedł podczas kampanii oscarowej. Transpłciowi krytycy w Stanach Zjednoczonych odebrali „Girl” bardzo negatywnie. W „Hollywood Reporter” można było przeczytać o sadystycznej pornografii traumy, skupianiu się przez reżysera na krępowanych i kaleczonych genitaliach. Dhonta przedstawiono jako jeszcze jednego twórcę cis, który chce opowiadać o społeczności trans, ale nie z jej perspektywy. Nie spodobało się również, że w głównej roli nie obsadzono transpłciowego aktora. Po raz pierwszy krytyka spotkała więc, wychwalanego wcześniej na całym świecie, debiutującego w roli aktorskiej młodego tancerza Victora Polstera. Do filmu wykonał gigantyczną pracę nad scenami tańca baletnicy, ale też nad wiarygodnym przedstawieniem jej emocji. Od Polstera bije taki blask i światło, że widzowie „Girl” wychodzą z kina z prostym przekonaniem: tylko on mógł wystąpić w tej roli, przenieść na ekran emocje Lary, przekazać prawdę o bohaterce. Bije od niego pewność siebie i przekonanie, że apetyt na życie pokona każdy głód. Byle było to takie życie, jakie wieść chcemy.
Światłem, które ma w sobie ekranowa Lara, subtelnym sposobem opowiadania pełnej traum historii, tym broni się „Girl” przed zarzutami. Dramatu bohaterki, która musi cierpieć fizycznie i psychicznie, by móc żyć w zgodzie z sobą, nie wkładano w żadne tło społeczne. Larę wspiera kochający ojciec, reakcje otoczenia są typowe, ale dalekie od przesadzonych. W obronę wzięła „Girl” tancerka, której historia zainspirowała film. Nora Monsecour występuje dziś w zespole tańca współczesnego w Niemczech. Przez lata współtworzyła z Dhontem scenariusz, zaprzyjaźniła się z nim, pomagała na wszystkich etapach powstawania filmu i odpiera wszelkie zarzuty o „złą perspektywę”, argumentując, że tak wyglądała jej prawdziwa historia.
Dhont nie dlatego jest jednym z największych filmowych objawień minionego sezonu, że pozostawił w tej opowieści sceny drastyczne, ale dlatego, że pomimo ich obecności skomponował wstrząsający emocjonalnie, lecz rozświetlony, pełen nadziei film. Zarażający bardziej entuzjazmem, niż traumą.