Roberto Minervini: „bohatera mojego filmu właśnie postrzelili na ulicy”
Roberto Minervini jest jednym z najważniejszych współczesnych reżyserów ukazujących wielokulturową rzeczywistość Stanów Zjednoczonych. Jego filmy były prezentowane na festiwalach w Cannes i Wenecji. Do Wrocławia przywiózł swój najnowszy film, „Co zrobisz, gdy świat stanie w ogniu” – bohaterami są m.in. czarnoskórzy aktywiści, którzy po serii zabójstw na tle rasowym, wyszli na ulice Nowego Orleanu, żeby zaprotestować przeciwko rasizmowi i rozpocząć walkę o godność i sprawiedliwość.
Jan Pelczar: Zupełnie inaczej czujemy się, słysząc z ekranu okrzyk BLACK POWER, który często powraca w twoim filmie, niż na dźwięk okrzyku WHITE POWER.
Roberto Minervini: Biała siła to krzyk opresji. Poprzez ten okrzyk rozsiewana jest przemoc. Czarna siła to krzyk uciśnionych. Jest wznoszony nie na drodze do konfrontacji, a z pragnienia wolności. Jest specjalna, niezwykle ważna scena w filmie, gdy jedna z Czarnych Panter mówi o tym, że biali ludzie nie wznoszą okrzyków "biała siła", bo nie chcą zostać nazwani rasistami, ale ugruntowują swoją siłę za pomocą instytucji. Rasizm w Stanach Zjednoczonych został już zinstytucjonalizowany. Mimo to okrzyki o białej sile pojawiają się w USA coraz częściej. I tych okrzyków się boję. Jest ich coraz więcej, szczególnie ostatnio.
Twój film jest, jeśli idzie o kolor kadrów, czarno-biały, bo taką wybrałeś dla niego formę. A opowiada nie tylko o ruchu Czarnych Panter, ale także prywatne, intymne historie mieszkańców, m.in. właścicielki baru czy dwojga chłopców, braci i ich matki, żyjącej w strachu. Upodobnia je identyczny sposób filmowania. Mamy wrażenie, że to relacje z kręgu znajomych, a tak nie jest.
Film nie jest moim manifestem politycznym. To nie jest też manifest Czarnych Panter. Dlatego było dla mnie ważne, by wszystkie opowiedziane w filmie historie uzupełniały się, ale bez przecinania się nawzajem. Narracyjnie płyną obok siebie, na tym samym poziomie. Czarno-białe zdjęcia miały podkreślić to demokratyczne podejście, każda z historii miała zostać pokazana w ten sam, specyficzny sposób. Dyskurs polityczny, który pojawia się za sprawą oddolnych ruchów obywatelskich, rozmowy w barze prowadzonym przez jedną z bohaterek, mają taki sam wpływ, nadaliśmy im identyczną ważność, jak sloganom wykrzykiwanym przez Pantery. Wybór czerni i bieli był podyktowany chęcią zaprowadzenia demokratyzacji w opowiadanych historiach. Chodziło też o zapewnienie kontynuacji pomiędzy filmem a ikonografią dotyczącą historii czarnoskórych Amerykanów oraz ikonografią ruchów walczących o prawa obywatelskie. Moją ideą było stworzenie filmu, który wykracza poza czas współczesny, chociaż opowiadamy o historiach, które dzieją się właśnie teraz.
Czy wybierałeś spośród większej liczby opowieści? Jak dobierałeś bohaterów?
Zacząłem od spędzania czasu w barze Judy Hill. Zależało mi na tym, by poznać ludzi. Punktem wyjścia każdego z moich filmów było nawiązanie relacji z późniejszymi bohaterami. Zacząłem w barze. Poznałem jego właścicielkę. Przez Judy poznałem kolejne osoby. Na przykład dwoje chłopców, którzy występują w filmie. Później zacząłem spędzać z nimi czas, obserwować ich. Po półtora roku takiego okresu zapoznawczego, zacząłem filmować. Podążałem z kamerą za znacznie większą liczbą historii, ale ostatecznie pokazuję cztery z nich. Te, które ze sobą dobrze korespondują. Nie tylko ze sobą rozmawiają, ale wręcz tańczą. Mimo że ich bohaterowie nigdy się ze sobą nie spotkali. Decyzje, które historie wybrać, zapadły na końcu, w fazie montażu.
Festiwal zaczął film "Ustrzelić mafię". Letitzia Bataglia, jego bohaterka, przez lata dokumentowała zbrodnie i żyła w strachu przed kulami na Sycylii. Ty pokazujesz, że taki lęk do dziś jest codziennością dla wielu mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Na ile to realne zagrożenie, a na ile trauma?
Odpowiem faktami. Widziałeś film, poznałeś dwóch braci, młodych chłopców. Ronaldo i Tytusa. Ronaldo miał w czasie zdjęć czternaście lat, dziś ma szesnaście. Dwa dni temu, gdy wylądowałem w Warszawie, dostałem wiadomość od ich matki, że Ronaldo został postrzelony. Padł ofiarą ulicznej strzelaniny. Dostał w głowę, ma roztrzaskaną rękę. Ashley napisała: mój syn wiedział, że nie powinien być o tej porze, w nocy, poza domem. Czy zagrożenie jest realne? Jak widać, tak. Niebezpieczeństwo jest prawdziwe. Problem jest klasowy i rasowy. Każdy, kto nie jest biały jest postrzegany jako zagrożenie dla społeczeństwa. Ludziom, którzy nie są biali, łatwo jest wpaść w kłopoty. Lęk przeszywa ich społeczność. To tragiczne położenie. Kulturowo czarni boją się innych czarnych, ale też białych. I ten lęk nie maleje, on narasta. Ci młodzi chłopcy dojrzewają w terrorze. A to jest bardzo bolesne.
Czy nie miałeś problemów, żeby nakręcić swój film z powodu własnego koloru skóry?
Były trudności. Bardzo szybko po rozpoczęciu zdjęć w Nowym Orleanie i w Jackson, Mississippi, przekonałem się, że to ja stanowię problem. Ja byłem zagrożeniem, ja wzbudzałem strach. Reprezentowałem system, siłę, instytucjonalną władzę. Łatwo chodzić po osiedlach, które w Stanach nazywają "hoods", w których mieszkają ludzie o niskich dochodach. Można w tych miejscach, w których spotyka się samych czarnoskórych, wpaść do baru, porozmawiać z właścicielami i dowiedzieć się od stałych bywalców, że wszyscy chcą tylko dobrze spędzać swój czas. U białych mieszkańców USA głęboko zakodowany jest lęk przed czarnymi, a oni w zasadzie boją się władzy, siły. Rasizm jest powodem, dla którego obawiają się białych. To lata uprzedzeń rasowych nauczyły ich, że należy się bać białych. Teraz to jest społeczeństwo, w którym odradza się nacjonalizm, w którym do głosu dochodzą populiści, rozprawiający o odzyskiwaniu narodowej tożsamości, opartej jedynie na rasie, Resentyment powoduje, że wszędzie powraca obawa przed innymi.
W Europie zbierasz dobre recenzje, a jak z opiniami na temat filmu w USA?
W Stanach Zjednoczonych film wejdzie na ekrany w sierpniu. Mamy za sobą jedynie doświadczenie festiwalu w Nowym Jorku, Nasz film wzbudził respekt. To temat, o którym trudno się Amerykanom debatuje. Każdy jest bardzo ostrożny, nikt nie chce zostać posądzony o rasizm. Nikt nie chce wzniecać konfliktu rasowego. Stąd szacunek. Na festiwal zaprosiłem Czarne Pantery, to wzbudziło niemało napięcia, sporo niepokoju.Strach wyparował w trakcie spotkania po drugim pokazie. Ktoś z widowni zapytał, jak biali ludzie mogą pomóc. Zaczęła się wspólna dyskusja, kooperacja. Europejczycy z kolei są zwykle bardzo uświadomieni politycznie. Widzowie zdają się mocno i bardzo emocjonalnie przeżywać film.
O coraz bardziej dojmującym odczuciu nierówności rasowej w USA powstaje także sporo fabuł, niektóre stają się hitami, jak serial Dear White People, czy filmy Jordana Peele'a. Co o nich sądzisz?
Nie jestem na bieżąco z niczym, widziałem jedynie film Jordana Peele'a 'Uciekaj". Jest znakomity. Używa gatunku filmowego do ukazania ważnego kontekstu społecznego, który jest realny, a w samym filmie hiperrealny. Nie jestem jednak widzem wielu fabuł. Fikcja mnie nie pociąga, dlatego, że jest tyle prawdziwych historii do zaobserwowania. Rzeczywistość jest wszędzie. Trzeba mieć tylko trochę siły wewnętrznej, by pojawić się na miejscu i stać się świadkiem ważnych sytuacji. Jest moim obowiązkiem, jako filmowca, by doświadczać świata z pierwszej ręki. Dlatego nie jestem na bieżąco z fabułami, nie oglądam seriali.
Skoro dokumenty są tak ważne, to co przekazałeś młodym twórcom na swojej mistrzowskiej lekcji kina w Warszawie?
Młodzi filmowcy, szczególnie ze względu na łatwą dostępność do medium, do kamer, powinni czuć powinność opowiadania historii, które są dla nich bliskie. Dla mnie ważny jest powrót do kina politycznego, ale takiego, które nie ma nic wspólnego z polityką głównego nurtu. Kino polityczne to kino, które chce opisywać społeczność, kierować światło na środowiska, do których należy lub przenika filmowiec. Potrzebujemy wojowniczego kina, aktów odwagi, pójścia w środek cierpiącego wycinka świata i wzięcia odpowiedzialności za obraz. Młodzi filmowcy nie powinni uciekać od tej odpowiedzialności, powinni brać ją w swoje ręce. Użyć siły mediów i zostać głosem społeczności.
zdj. Jerzy Wypych